« 16 »

552 48 501
                                    

𝖸𝖺𝗇𝗀 𝖩𝖾𝗈𝗇𝗀𝗂𝗇
« .𝖿𝗈𝖼𝗎𝗌. »

       Wong Yukhei był socjopatą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

       Wong Yukhei był socjopatą.

       Człowiekiem niezdolnym do współczucia, empatii, poczucia winy i głębszych uczuć względem innych ludzi. Człowiekiem, który mógł zrobić komuś krzywdę swoją impulsywnością i nieprzystosowaniem społecznym. Człowiekiem, który posiadał zdolności do manipulowani innymi.

       I kimś, kto musiał mieć na tyle trudne dzieciństwo, że nie miał nikogo, kto nauczyłby go wszystkich tych „prawidłowych" rzeczy.

       A jednak miał chłopaka – Kim Jungwoo. W ich wzajemnej relacji nie dostrzegłem niczego, co wskazywałoby na zaburzenia osobowości Chińczyka. Obchodził się z czarnowłosym jak łagodny i spokojny ogrodnik, który pielęgnuje swój najpiękniejszy i najokazalszy kwiat, dba o jego dobro i nie pozwoli, by jakiekolwiek szkodniki zakłóciły mu spokój i przygryzły zieloną łodygę.

       Próbowałem z całych sił przypomnieć sobie jakiekolwiek wydarzenia, które mogłyby wskazywać na zaistniałą sytuację. Jednakże w mojej głowie ziała pustka, zupełnie jakby ktoś wzniecił w niej pożar, który zostawił po sobie tylko czarny popiół. Jednak po pewnym czasie grzebania w nim znalazłem nikłe szczątki wspomnień, których zdolność poprawnego odczytania miałem dopiero teraz, będąc dojrzalszym niż za dzieciaka.

       Pamiętałem, że w całym domu Wonga walały się ostre narzędzia, nawet w najmniej przeznaczonych do tego miejscach (no bo wanny raczej nie zaliczyłbym do typowych schowków na noże). I jeszcze ten pokój – wiecznie zamknięty, gdy przychodziłem się bawić. Tylko raz udało mi się tam wejść, kiedy graliśmy w chowanego, i to była jedna z najgorszych rzeczy, jakie przeżyłem. Było w nim ciemno, a jedyne co umożliwiało widzenie, to świecąca na zielono lampka na długim biurku, na którym poustawiane były słoiki z formaliną i... Zwierzęcymi narządami... A przynajmniej całe życie wmawiałem sobie, że to były z w i e r z ę c e narządy...

       Ale to nie było jeszcze najgorsze. Najgorsza była przepołowiona żaba, wokół której rozprysła jakaś śmierdząca substancja.

       Wybiegłem stamtąd z krzykiem, przegrywając grę. Chińczyk jednak nieszczególnie przejął się tym, że byłem w „zamkniętym pokoju". Bardziej interesowało go to, że „nie umiem grać w chowanego" i że wygrał.

       Zawsze aż nadto lubił wygrywać. Ale właściwie... Jakie dziecko nie cieszy się z wygranej?

       Kiedy powiedziałem rodzicom o tym przerażającym pomieszczeniu, nigdy więcej nie puścili mnie do domu przyjaciela i nie powiem, że przyjąłem to z ulgą, bo długo ubolewałem, a obraziłem się tak, że wszystkie fochate lalunie mogłyby się schować.

Awkward Silence ↶𝗦𝘁𝗿𝗮𝘆 𝗞𝗶𝗱𝘀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz