« 9 »

621 53 306
                                    

       Hwang Hyunjin nie żyje

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Hwang Hyunjin nie żyje.

Tylko takie słowa słyszałem. Spośród wszystkich dźwięków, przebijających się przez siebie, spośród wszystkich krzyków moich przyjaciół, odchodzących od zmysłów, tylko te cztery wyrazy słyszałem wyraźnie.

Musiałem tam wrócić. Musiałem to sprawdzić.

Ruszyłem do drzwi.

Ale czyjeś silne ramiona zablokowały moje ruchy.

– Puść mnie! – krzyczałem, wyrywając się. Byłem wściekły. Rozpacz rozrywała moje ciało. To wszystko była moja wina... Znowu... Znowu! Dlaczego to oni musieli cierpieć, kiedy to była m o j a w i n a?!

Nie umiałem myśleć. Mój zdrowy rozsądek wyparował jak kałuża w upalny dzień. Tak mocno próbowałem wyrwać się z uścisku, że czułem drżenie mięśni tego, ktokolwiek mnie przytrzymywał. Nie wiedziałem kto to. Nie obchodziło mnie to. Liczyło się tylko to, że Seungmina i Hyunjina nie ma i może już nigdy nie będzie. Przeze mnie. Przez moje głupie błędy.

– Aish, Jeongin! – usłyszałem głos Woojina przy uchu, kiedy przyłożyłem chłopakowi z łokcia. Miał. Mnie. Puścić. Co było w tym trudnego do zrozumienia?

– Uspokój się, dzieciaku – Chan stanął przede mną, złapał za ramiona i potrząsnął. Kim wciąż trzymał mnie w uścisku.

– Nie! – czułem jak łzy, jedna po drugiej, wypływają na moje policzki. – Muszę po niego wrócić! Muszę!

Zaniosłem się płaczem. Jeszcze raz szarpnąłem, ale Woojin nawet nie poluzował uścisku.

Moje ciało zaczęło się poddawać. Emocje, zamiast wystrzeliwać ze świstem jak strzała z napiętego łuku, skropliły się i zatapiały mnie od wewnątrz. Zrobiłem się ciężki. Zmęczony.

Ale jednocześnie tak bardzo nienawidziłem siebie. Tak bardzo się bałem, że doszło do najgorszego...

Nigdy bym sobie nie wybaczył...

– Cholera jasna – Chris, nie dość, że był wściekły, to jeszcze przerażony, a to nigdy nie była dobra mieszanka bez efektów ubocznych. – Zostajesz, jasne? – warknął i znowu lekko mną potrząsnął.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że te dwa słowa... Wypowiedział Hyunjin... Tym samym tonem, z tym samym wyrazem twarzy.

Wpadłem w histerię.

Woojin poluzował uścisk, ale nie puścił mnie całkowicie. Nie musiał mnie trzymać. Mimo, że ja chciałem, tak cholernie chciałem tam wrócić – moje ciało nie chciało.

Szloch wstrząsał całym moim ciałem. Nic nie widziałem przez łzy. Nie umiałem oddychać. Strach i rozpacz ściskały moje płuca.

Znów poczułem czyjeś ramiona. Ale tym razem nie jednej osoby. Co chwila było ich więcej. Nie powstrzymywały mnie już przed ucieczką, ale dawały ciepło. Emanowały miłością i troską. Kiedy ostatnie zbiorowisko łez wypłynęło na moje policzki, zobaczyłem, że przyjaciele mnie przytulają. Byliśmy jak motyli kokon, jak pszczoły w ulu i mrówki w mrowisku. Wzajemnie chroniliśmy siebie przed niebezpieczeństwem, zimnem, smutkiem. Uczucia, którego wtedy doznawałem nie dało się opisać – momentalnie poczułem się bezpieczny. Poczułem, jakbyśmy wszyscy byli jednością, jedną duszą, rozbitą na kilka ciał.

Awkward Silence ↶𝗦𝘁𝗿𝗮𝘆 𝗞𝗶𝗱𝘀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz