« 𝗻𝗶𝗻𝗲 𝘆𝗲𝗮𝗿𝘀 𝗹𝗮𝘁𝗲𝗿 »
Przebudziłem się. Czułem na sobie jakiś ciężar i nie potrafiłem poruszyć praktycznie żadną częścią ciała.
Kolejny paraliż senny?
Miałem problem nawet z nabieraniem powietrza, klatka piersiowa była blokowana. Zaczęło mi się robić niewygodnie, ale nie mogłem poruszać niczym, prócz głowy, dłoni i stóp. Jęknąłem w nadziei, że ten dźwięk przegoni uczucie wgniatania mnie w materac.
Próbowałem unieść zaspane powieki kilka razy, zanim udało mi się je utrzymać w górze. W międzyczasie poczułem czyjś znajomy zapach i odniosłem wrażenie, że siła przyszpilająca mnie do łóżka się porusza. Gdy złapałem ostrość widzenia, moim oczom ukazał się nijaki Hwang Hyunjin, który był właśnie tym tonowym słoniem afrykańskim, gniotącym moje żebra.
– Dzień dobry, Jeonginie – powiedział, chuchając mi w obojczyk. Oblała mnie fala gorąca i serce dziwnie załomotało w piersi. Żołądek fiknął koziołka, a skóra paliła w każdym miejscu, gdzie stykała się z tą starszego. Czyli w prawie każdym.
– Hyung, złaź – jęknąłem, lekko jeszcze zachrypniętym głosem, i spróbowałem jakkolwiek się poruszyć, by zrzucić ten zbędny balast.
–„Hyung, złaź" – powtórzył za mną w odpowiedzi, zaśmiał się po chwili namysłu i pocałował mnie w policzek, zostawiając na nim okazałą porcję śliny, po czym podniósł się, siadając okrakiem na moich nogach.
Zerwałem się i napiąłem jak struna. Czułem, jak moje uszy robią się lekko czerwone, a serce znów mocniej zabiło.
– Fuuuj! – wytarłem rękawem ślinę z policzka – Hyunjin-hyung, jesteś obrzydliwy.
Czarnowłosy uśmiechnął się zadziornie i, robiąc dzióbek z ust, przybliżył się do mojej twarzy. Robiąc minę, niczym po zjedzeniu cytryny, zatrzymałem go dłonią. Chłopak otwarł oczy, gdy opuściłem rękę. W dalszym ciągu był stanowczo zbyt blisko mojej twarzy. Widziałem, jak jego wzrok krzyżuje się z moim, by na kilkanaście setnych sekundy napotkać moje usta. Puls czułem w podbrzuszu, natomiast rumieniec przelał się z uszu na policzki. Żołądek zakręcił się jeszcze mocniej, a zapach chłopaka kłuł moje nozdrza.
– Awww, Innie się rumieni! – zaszczebiotał czarnowłosy i złapał moje rozpalone policzki w dłonie, odsuwając się trochę od mojej twarzy.
Wydając z siebie dźwięk niezadowolenia, pokiwałem głową, by starszy zostawił mnie w spokoju. On tylko się śmiał swoim przyjemnym dla ucha śmiechem.
– Nie panikuj, dzikusie, wiesz, że jesteś uroczy i kocham cię jak młodszego brata – Hyunjin wytarmosił moje jasnobrązowe loki.
– Wypraszam sobie, jaki dzikusie? – zapytałem, w tym czasie usiłując przekonać sam siebie, że nie muszę już być czerwony i że serce wcale nie bije mi teraz w jakiś nienaturalny sposób. – To nie ja rzucam się na współlokatora z całą tą śliną i zarazkami. Kiedy ty ostatnio myłeś zęby?
Starszy prychnął, zrobił minę niewiniątka i mamrocząc coś o tym, że ze wszystkich osób Seungmin najmniej powinien mnie socjalizować, pacnął mnie kilka razy otwartą dłonią w odsłonięte łydki.
Hyunjin wstał, podszedł do podłużnego lustra, stojącego przy szafie i próbował ułożyć jakoś swoje rozczochrane, czarne kosmyki. Po chwili wciągnął głęboko powietrze przez nos, a na jego twarzy pojawiło się coś, co chyba miało być uśmiechem, ale jednak widok swojej własnej twarzy w lustrze mu to utrudnił. A tak już na poważnie, nie oszukujmy się – Hwang był idealny nawet z workami pod oczami i rozwianymi włosami.
– Mmm, czujesz ten zapach? Chan już chyba zrobił śniadanie. Zbieraj się młody, bo wszystko ci zjedzą! – chłopak wybiegł z pokoju, ale jego twarz jeszcze na chwilę pojawiła się w sypialni. – A ja na pewno nie mam zamiaru zostawiać ci ani gryza – pokazał mi język i zniknął, zamykając za sobą drzwi.
Przeciągnąłem się i rozejrzałem po pokoju. Na ziemi walały się pluszaki i poduszki, przytaszczone najprawdopodobniej z całego domu. W jednej z nich nawet widniała piękna dziura. Ześliznąłem się z materaca i natrafiłem stopą na głowę jakiegoś pluszowego misia. Wyglądał żałośnie, jego oczy z guzików błagały o ratunek, choć pyszczek się śmiał.
Widocznie nasza wczorajsza bitwa na poduszki z Hyunjinem pochłonęła kilka ofiar... Miałem tylko nadzieję, że starszy nie każe mi tego sprzątać samemu, tak jak za każdym razem... W końcu jest tym moim współlokatorem, a to niesie za sobą konsekwencje. I to dużo poważniejsze niż moje chrapanie o trzeciej trzydzieści jeden.
Napotkałem moje odbicie w lustrze. Miałem lekko podkrążone oczy, a moje brązowe loki były w nieładzie. Chociaż to może zbyt łagodnie słowo – miałem na łbie istny armagedon i afro. Wyglądałem bardzo głupio i śmiesznie. Gdyby hyungowie byli ze mną w pokoju pewnie nie jeden z ukrycia, lub też mniej, robił mi sesję zdjęciową lepszą niż do „Vogue", a reszta piszczała jak to bardzo jestem uroczy. Robią to dlatego, bo wiedzą, że mnie to niemiłosiernie irytuje, jednak gdzieś głęboko sprawia mi przyjemność, gdy tak mnie nazywają.
Zaburczało mi w brzuchu. Uśmiechnąłem się do mojego odbicia, odsłaniając zęby z aparatem ortodontycznym i opuściłem to pole bitwy, udając się na śniadanie.
CZYTASZ
Awkward Silence ↶𝗦𝘁𝗿𝗮𝘆 𝗞𝗶𝗱𝘀
Fanfiction❝ Musimy grać dalej w tę ich powaloną grę. Po prostu nie możemy dać im w nią wygrać. ❞ Nie ma nic złego w popełnianiu błędów. Popełniamy je wszyscy. Niestety każda zła decyzja może mieć swoje przykre konsekwencje. Yang Jeongin popełnił wł...