28.

986 121 12
                                    

Po kilku godzinach w samolocie miałem serdecznie dość trajkotania o Kraftboecku. Tak bardzo, że przez chwilę sam żałowałem że formalnie rzecz biorąc, złączyłem ten ship. Co gorsza, jak tylko zobaczyliśmy się z Austriakami to ci debile, z Polakami na czele – moi niestety lepsi nie byli – polecieli im gratulować. Jakby było czego. To ja powinienem zbierać oklaski. I ewentualnie Freitag.

Może odbierać moje kwiaty.

Po uściskach dłoni, przytulasach, gratulacjach i kij wie jeszcze czym, co trwało zdecydowanie dłużej niż powinno, w końcu rozeszliśmy się do pokoi. Ku mojej radości w holu okazało się że Anze nie ma pokoju z Cene. Na początku się wystraszyłem, ale w końcu wyszło iż to decyzja Gorazda, a powód jej jest banalny – non stop gadali ze sobą na treningach i go nie słuchali. Dlatego dostali przymusowy „odwyk" od siebie. Jakby coś to dało. Nawet Peter stwierdził że to absurdalna decyzja, bo jeśli nie będą rozmawiać ze sobą wieczorem w pokoju, to na treningu będą nawijać tym bardziej.

Ale dla mnie to nawet lepiej. Nada to naszego planowi element zaskoczenia. Kiedyś przeczytałem w jakiejś babskiej gazecie u koleżanki na roku, że kobiety lubią być zaskakiwane. Może Cene albo Anze też?

Zaraz po wejściu do hotelowego pokoju rzuciłem się na łóżko. Peter natomiast zaczął się przebierać, bo przecież Kamil nie może widzieć go kilka razy w tym samym outficie, co to to nie. Biorąc pod uwagę zawartość jego szafy – czyli głównie kadrowe ubrania od sponsora, parę jego własnego projektu (grunt to wysokie mniemanie o sobie) oraz jakieś zwykłe dresy czy dżinsy, to jego wybór jest dosyć ograniczony. Ale co ja tam wiem o modzie.

- Peroooo.

- Co chcesz? – oho, teraz zaczął poprawiać fryzurę, robiąc sobie jeszcze większe gniazdo niż miał.

- Dziś są walentynki!

- Chcesz coś dostać? Nie masz 10 lat, kiedy każdy z rodziny ci coś dawał, żebyś się nie czuł samotny.

- Chodzi mi o ciebie.

- Masz coś dla mnie?

Prychnąłem.

- Chciałbyś. Ale sądzę, że powinieneś coś dać Kamilowi.

- Sam mi mówił kiedyś że nie obchodzi Walentynek.

- Boże, Pero. – usiadłem na łóżku. – Tak mówi każdy kto nie ma ich z kim obchodzić. On ci chciał dać do zrozumienia, że jest wolny i ty masz szansę to zmienić.

- Ale co ja mu niby mam dać?

- Nie wiem, nie czytam ludziom w myślach. Z reguły daje się czekoladki. Albo kwiaty. Możesz mu dać coś, co wiesz, że chce dostać. Ty go w końcu znasz najlepiej. Albo coś co ty chcesz mu dać.

- No ale chyba nie wypada, skoro nie jesteśmy razem...

Ooo, etap zaprzeczania mamy za sobą. Czyli teraz zaczyna się etap zrzędzenia.

- A nie słyszałeś że walentynki są też po to, żeby kogoś poinformować o swoich uczuciach? Albo coś zasugerować?

- Ale Kamil nie lubi tandety, a takie wyznanie komuś miłości w walentynki... nieee, to żenada. Może jeszcze płatki róż nam rozsyp na drodze.

Peter.....nie wierzę, że to mówię ale to świetny pomysł.

- To przecież możesz mu dać coś jako „tajemniczy wielbiciel", nie przyznając się że to ty. –zasugerowałem.

Peter przygryzł wargę.

- Przemyślę to. – dodał po chwili, po czym założył bluzę, włożył telefon do kieszeni i wyszedł z pokoju.

Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, ja wyciągnąłem swoją komórkę, po czym wystukałem numer Richarda.

- Ej, jest sprawa. – zacząłem, usłyszawszy jego głos. – Kup róże. Dużo róż.

_______________

Ja się ich boję. Poważnie.

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Ola

With a little help from my friendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz