Chciałem być podziwiany, nie ukrywajmy. Chciałem być kimś więcej niż tylko bratem Petera Prevca, kimś więcej niż tym Domenem, który znany jest z latania głową pół metra pod nartami. Lecz teraz, kiedy połowa skocznego świata pisała do mnie związku z moim genialnym pomysłem, aby albo mi pogratulować albo co gorsza, zasięgnąć porady, miałem dość.
Stałem się jakimś cholernym psychologiem od związków, bez żadnego doświadczenia, ale jednak. Pisali do mnie zarówno ci, którzy już byli w związkach, oczekując ode mnie jakiś genialnych rad, jak i ci, którzy dopiero zamierzali podbić do swojej drugiej połówki. Miałem już serdecznie dość jakichkolwiek relacji międzyludzkich. Co gorsza, zaczynałem żałować powoli zeswatania Procha. No, co prawda Peter przestał być już takim cholernym ponurakiem i jakoś lepiej nam się zaczęło układać w domu, ale to, ile razy zszedłem na zawał (kiedy wbiłem im niechcący do pokoju kiedy Kamil był u nas - prawie straciłem wzrok), ile razy musiałem krzywić się z obrzydzenia (bo kleili się do siebie non stop), ile cringu musiałem wysłuchać (nie było rozmowy telefonicznej bez wyznania sobie uczucia), ile hymnów pochwalnych na temat Kamila wysłuchałem i ile razy radziłem coś Peterowi - tego nie zliczę.
- Sam tego chciałeś Domen. - mówi Cene, kiedy w momencie załamania nerwowego mu się żalę. - Robiłeś wszystko ku temu i no cóż, musisz to teraz jakoś znieść. Albo zakończyć.
- Ciekawe jak. - prycham. - Nie chciałem się w coś takiego wpakować.
- Przynajmniej twoje życie jest pełne emocji. - śmieje się Cene.
- Emocje jak na grzybach. - warczę. - Już wystarczy że mam na głowie śliniących się do siebie jeszcze bardziej niż wcześniej Kamila z Peterem i ciebie z Anze. I irytującego Freitaga, który wkręcił się w to wszystko bardziej niż wszyscy inni razem wzięci. On powinien założyć jakiś prywatny gabinet terapii małżeńskiej, albo czegoś w tym stylu. Nawet nie chcę myśleć co on ma w tej swojej chorej głowie.
Cene nie mówi nic, jedyne co robi to patrzy na mnie ze śmiechem i kręci głową. Widzę że nie uzyskam od niego żadnej pomocy, dlatego wstaję i podążam do własnego pokoju, po czym rzucam się na łóżko. Obiecuję sobie, że tym razem nie zarwę nocy z telefonem, więc sprawdzam go ostatni raz, ignorując kilka nowych wiadomości i odpisuję tylko Freitagowi. Odpisuję to trochę nad wyraz powiedziane, bo właściwie każę mu się odwalić i dać mi spokój. I oczywiście informuję go że jest debilem. Jak codziennie.
Wyłączam telefon i gaszę światło, po czym układam się wygodnie w chłodnej pościeli. W końcu spokojna, normalna noc. Jak zawsze pozwalam moim myślom dryfować swobodnie, tak aby one same mnie uśpiły. I powoli zapadam w sen, dopóki do mojego otępiałego już umysłu, wkrada się jedna uparta myśl, która wybija się wyraźnie wśród tych innych, powoli pozwalających mi odpłynąć.
Otwieram gwałtownie oczy, po czym siadam na łóżku starając się uspokoić. Wypijam dwa łyki wody i przez chwilę siedzę w szoku, zastanawiając się nad tą jedną, cholerną myślą. I im dłużej myślę, tym zaczynam zdawać sobie z czegoś sprawę. I już wiem, że na pewno dziś tak szybko nie zasnę.
Ponownie kładę się i próbuję nie panikować. Ale nie jest to takie łatwe, kiedy dociera do mnie, że ja, człowiek, który pomógł kilkunastu parom, który zeswatał największe skoczne shipy, sam najprawdopodobniej się zakochał. I jakby to samo w sobie nie było złe, to czuję się cholernie zdezorientowany i totalnie nie wiem co mam z tym zrobić.
Bo to co wydawało się być końcem, nagle okazało się być początkiem.
______________________
Tadadam! No i mamy epilog ;)
Także nadszedł czas na krótkie posłowie: przede wszystkim dziękuję Wam wszystkim, za każde wyświetlenie, każdą gwiazdkę i każdy komentarz. Naprawdę nie spodziewałam się że w tak krótkim czasie to opowiadanie osiągnie ponad 5k wyświetleń. W o w.
Po drugie: mam nadzieję że zostaniecie ze mną na dłużej, bo już na dniach na moim profilu pojawi się coś nowego, szczegóły wkrótce, aczkolwiek - będzie utrzymane w nieco innym klimacie niż With a little help from my friends, jednak tematyka dotyczyć nadal będzie jednego ze skocznych shipów.
Także nie żegnam się z Wami, a życzę przede wszystkim Wesołych Świąt!
Ola
CZYTASZ
With a little help from my friends
HumorCzyli o tym jak Domen wpada na genialny pomysł i postanawia pobawić się w swatkę