44.

973 121 68
                                    

ŻE CO DO CHOLERY.

Mój genialny mózg kompletnie nie przyswoił tej informacji. Stałem tam ciągle jak ten debil, a moje oczy powiększyły się chyba do rozmiarów piłeczek pingpongowych. Tym razem to ja zamykałem i otwierałem usta jak ryba. Co tu się odprevcowało?

- Co? – tylko tyle byłem w stanie wyjąkać, zanim poczułem jak Peter łapie mnie za bluzę i ciągnie w dół abym usiadł.

- Jezus, oddychaj. – usłyszałem głos mojego najstarszego brata, który jakimś cudem siedział teraz koło mnie. Zaczęło mi się kręcić w głowie, przez chwilę byłem nawet przekonany że mdleję.

- Mówiłem ci, że będzie w szoku, powinieneś to wiedzieć, sam mi pisałeś że nie jest w najlepszym stanie. – tym razem do moich uszu dotarł głos Kamila, który dochodził do mnie jakby zza szyby. W tym momencie otrzeźwiałem.

- Na Boga, nie jestem w ciąży. – parsknąłem. – A wy macie mi w tej chwili wytłumaczyć, co tu się stało!

- Patrz jak szybko odzyskał rezon. – prychnął Peter. – Manipulant pieprzony.

- Wypraszam sobie. – oparłem się plecami o ścianę za mną. - A teraz proszę mi się tłumaczyć. Od jak dawna to trwa?

- W sumie od bardzo dawna. – zaczął Kamil.

Wywróciłem oczami.

- Konkrety.

- W praktyce rzec biorąc.... Od tego dnia kiedy nas zamknęliście w schowku.

- Co kurwa? – wypaliłem.

- Tylko bez przekleństw. – Pero zdzielił mnie w ramię.

- Jakim cudem? Przecież wy....

W tym momencie zarówno Peter jak i Kamil zaczęli chichotać jak dwaj idioci.

- No cóż, Kamil mi się wygadał jak to pięknie podreptałeś do niego i jęczałeś, więc od słowa do słowa... - mój brat wzruszył ramionami i popatrzył na Kamila, który odpowiedział mu tym samym. Gdyby nie ta cała chora sytuacja fangirlowałbym. – Tak wyszło, że jesteśmy razem. Ale postanowiliśmy nikomu nie mówić, a na pewno nie tobie, żeby zobaczyć twoje kolejne desperackie próby zeswatania nas.

- Czyli to wszystko, wasze unikanie się....

- To była szopka. – dokończył Stoch, śmiejąc się.

Wychujali mnie. Już ja im dam.

- Wiecie jak mnie wystraszyliście? – wybucham. – Ja się nawet popłakałem raz!

- Wiem, Peter informował mnie na bieżąco co się z tobą dzieje. – Polak roześmiał się po raz kolejny. Popatrzyłem z wyrzutem na mojego brata, który prawie ocierał łzy śmiechu.

- Byliśmy przekonani, że dalej będziesz łaził wokół nas i kombinował, więc chcieliśmy cię trochę podpuścić. Ale nie spodziewałem się, że będziesz aż tak podłamany. – kontynuował Stoch.

- Boże Domen, żałuj żeś nie widział swoich min. – Pero pokręcił głową. – Pobiłeś każdy możliwy mem.

- Byłem serio przerażony! – krzyknąłem, nie zwracając uwagi na to, że wszyscy obecni tam skoczkowie ciągle się na nas gapią.

Cholera, nie spodziewałem się, że oboje okażą się aż tak zajebistymi aktorami. A szczególnie Peter.

Chwilę milczenia przerwał Robert Kranjec, który znacząco chrząknął.

- To możemy już wam bić brawo? Bo chciałbym zacząć jeść, ale mi głupio.

Tego problemu najwyraźniej nie miał Anze Lanisek, który przyglądał się nam jedząc już chyba trzecią kanapkę. I chyba podwędził Peterowi parówkę z talerza.

Zanim ktokolwiek z nas zdążył się odezwać, rozległy się gromkie brawa i piski. Dobrze, że nikt jeszcze nie zaczął skandować „gorzko, gorzko" – tego chyba bym nie przeżył.

Minęła dobra chwila zanim wszyscy się uciszyli a Kamil przestał się rumienić. Już, już miałem brać się za jedzenie, kiedy usłyszałem radosny pisk Daniela.

- Oh Domen, czyli że to ty zeswatałeś nas wszystkich?

I znowu wszystkie oczy były wpatrzone we mnie.

______________________

No i mamy kolejny rozdział! Ale spokojnie, do końca jeszcze trochę!

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Ola

With a little help from my friendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz