45.

1K 122 44
                                    

Westchnąłem ciężko.

- Taaak, to moja robota. Jak zobaczyłem jak wszyscy tak krążycie wokół siebie z maślanymi oczami... nie mogłem zrobić nic innego niż Wam pomóc, na różne sposoby. W przypadku Daniela i Forfanga, to było cholernie łatwe, wystarczyło ich tylko ciut spić i popchnąć w swoje ramiona i tadam! Z innymi było trochę gorzej.

- To te kartki walentynkowe.... To byłeś ty Domen? – zapytał Kraft z drugiego końca sali.

- Si. Nawet nie wiesz, ile się namęczyłem aby je zdobyć wszystkie, z każdego kraju, ile musiałem kombinować.

- Masz gust. – stwierdził Hayboeck, kiwając głową z uznaniem.

Tell me something I don't know.

- Ta z krecikiem była super. – rozmarzył się Kraft. – I ta z tym tekstem piosenki, szukałem jej potem w internecie, mega mi wpadła w ucho, taka polska. Jak to szło Michi?

- Prawdziwa miłość to ty, to właśnie ty... - zaczął nucić Hayboeck.

Brawo Piotrek. Wiedziałem że czymś dowalisz. Zresztą czego się spodziewać po Polaku? Teraz całe zgromadzenie będzie non stop słuchać disco polo. Zajebiście. O taką sytuację walczyłem.

- To nie był mój pomysł a Piortka. – powiedziałem, wskazując ruchem głowy na Żyłę. – Miał wybrać coś ładnego. Wszystkie zażalenia w tej dziedzinie składajcie do niego.

- Tylko mi nie mów, że do nas też się wtrącałeś – odzywa się Wellinger.

Zapomniałem jak nie znoszę typa.

- Jasne, że musiałem. Nie mogłem znieść darcia mord waszych fanek, które nawet pod moimi zdjęciami na ig wypisywały jaki to Lellinger biedny, jacy to wy słodcy razem, fuuu. Wyświadczyłem Wam ogromną przysługę szwaby. Gdzie bylibyście beze mnie? W dupie. Albo wręcz przeciwnie. – skrzywiłem się.

- Gdzieżeś jeszcze wściubił nos? – zapytał Peter.

- Do nich. – wskazałem palcem na Anze i Cene, którzy znów siedzieli koło siebie. Papużki nierozłączki normalnie.

- Mogłem się domyślić. Czy ty właśnie zeswatałeś wszystkie pary w tym pomieszczeniu?

- Oczywiście. – wypiąłem z dumą pierś. – A wiesz mi, nie było łatwo. Jeszcze przy Lellingerze, poszło lajtowo, trochę stresu, ale ogólnie luz, z Kraftboeckiem trochę gorzej, no bo w końcu musiałem wysyłać kartki z innego kraju i nieco bardziej się postarać. Z Danielem i Johannen to już nie moja zasługa, a wódki, ja tylko posłużyłem ramieniem i dobrym słowem. Z Cene i Anze.... To trochę gorzej tu było, bo nie miałem dobrego pomysłu, ale w końcu ty nieświadomie podsunąłem mi niezły pomysł i jak widać wypaliło.

- To było wtedy co się odstrzeliłeś jak stróż w Boże Ciało?

- Urodziłem się w dzień po Bożym Ciele, wypraszam sobie. Ale tak, to było wtedy.

- Od początku mi się coś nie podobało. – zaczął marudzić Pero.

- A wiecie jak cholernie ciężko było mi wyswatać was? Próbowałem wszystkiego co się dało, no totalnie, dałem z siebie wszystko, planowałem to dniami i nocami, stresowałem się jak debil, no po prostu... chyba nigdy w nic, nawet w jakikolwiek skok nie włożyłem tyle energii i pracy, przysięgam.

- Boże Domen, ty masz jednak uczucia. – parsknął mój brat. Teraz kurwa mu nagle przybyło odwagi, phi.

- Czekaj, czekaj.... – Kamil przerwał mi zanim zacząłem mordować Petera spojrzeniem. – Czy ty zrobiłeś to wszystko, w sensie to zeswatałeś nas wszystkich.... sam?

- No cóż, muszę przyznać, że to był całkowicie mój pomysł, ja byłem pomysłodawcą i w sumie realizatorem, ale... - tu wstałem i podszedłem do stojących pod ścianą Richarda, Piotrka i Zigę, którzy jakimś cudem znaleźli się nagle obok siebie. – To był mój plan, ale dokonałem tego wszystkiego z małą pomocą moich przyjaciół.

________________

5 rozdziałów do końca i epilog....

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Ola

With a little help from my friendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz