XIV CZASAMI CIERPIMY PRZEZ OSOBY NAM NAJBLIŻSZE

343 12 8
                                    

Po długiej chwili truchtu przez zamek znalazł się pod drzwiami szkolnego szpitala. Nigdy nie lubił tego miejsca, kojarzyło mu się z bólem, cierpieniem i stratą. Niedługo może znowu kogoś to dotknie...

Delikatnie posadził bezwładną Katie na krześle przy wejściu. Nacisnął klamkę, pchnął drzwi i wszedł do środka. Przebiegł przez środek sali, nie oglądając się na boki. Dopadł do gabinetu pielęgniarki i opowiedział jej w skrócie całą sytuację. Pani Pomfrey natychmiast odłożyła robótkę ręczną i pospieszyła do siedzącej Katie.

                                                                                          *****

Harry oparł się o ścianę i czekał. Miał nadzieję, że jego przyjaciele powiadomili nauczycieli po powrocie do szkoły o wypadku. Sam nie miał na to czasu, od razu przybiegł tutaj. Jego przypuszczenia okazały się trafne. Po kilku minutach w oddali zobaczył zbliżająca się grupkę osób złożonych z profesora Dumbeldora i McGonagall. Na samym końcu kroczył Snape powiewając szatą. Dwójka minęła go bez słowa znikając w sali, lecz staruszek zatrzymał się przed nim.

- Jak dobrze Harry, że byłeś tam ze swoimi przyjaciółmi – tu uśmiechnął się smutno – Panna Granger przekazała mi przedmiot, który wywołał to zamieszanie, profesor Snape zbada go dokładnie. Możesz wracać do dormitorium, jeśli będzie potrzeba zaproszę ciebie do gabinetu.

Po tych słowach dyrektor wszedł do szpitala i zamknął za sobą drzwi. Natomiast Harry rzucił ostatnie spojrzenie na widok za oknem i udał się do wieży Gryffindoru.

                                                                                              *****

Następnego dnia od rana zamek huczał wypadkiem Katie i domysłami na ten temat. Co ciekawscy próbowali dostać się do Skrzydła, lecz zostali stamtąd szybko wyrzuceni przez pielęgniarkę. Nasza Trójca zmierzała na lekcje zielarstwa, co skutecznie utrudniała im to mgła. Z tego powodu odnalezienie właściwej szklarni pochłonęło trochę więcej czasu.

- Dreszcze mnie przechodzą ma wspomnienie tamtej akcji – powiedział cicho Ron, kiedy znaleźli się już w środku – Ale wciąż nie ogarniam jakim cudem taki niebezpieczny przedmiot trafił w ręce uczennicy?

Sam nie wiem – odrzekł Harry ważąc szpadel w dłoni – Ważne, że otrzymała szybką pomoc medyczną i jej zdrowiu nie zagraża już nic więcej. Wogóle Hermiono jak na ostatnim przyjęciu Slughorna?

- Och, było całkiem fajnie – odpowiedziała dziewczyna nakładając gogle ochronne na oczy – Ględził trochę o swoich starych uczniach...

- Dosyć tych rozmów – upomniała ich profesor Sprout stając za nimi z niezadowoloną miną – Wszyscy prócz was już zaczęli, a Neville ma już pierwszy strączek.

Podążyli za jej wzrokiem ku Nevillowi, który z rozciętym policzkiem, lecz z wyrazem ulgi na twarzy trzymał w dłoni pulsujący strąk wielkości jabłka.

- Spokojnie pani profesor, już zaczynamy – zapewnił ją Ron po czym odwrócił się do przyjaciół patrząc niepewnie na pieniek wnykopienki – Zróbmy to szybko.

Spojrzeli na siebie ostrzegawczo i pochylili się nad sękatym pniakiem. Pieniek od razu się ożywił: z jego szczytu wyskoczyły długie, kolczaste pędy ciachające wściekle powietrze; Harry'emu udało złapać się kilka z nich w dłoń i zapleść je w węzeł; Hermiona dzielnie włożyła rękę do dziury, która otworzyła się właśnie, aby po chwili zakleszczyć się na przegubie jej ręki. Ron potrząsnął łodygami, aby otwór ponownie się otworzył, Miona szybko wyjęła z niego rękę trzymając w dłoni pulsujący strąk. Po chwili łodygi oklapły i pniak wyglądał tak samo jak wcześniej.

Harrmione - InaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz