Rozdział 22

621 16 3
                                    

Obudziłam się nawet nie wiem o której. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok został utkwiony w postaci na przeciwko mnie. Wpatrywałam się w nią próbując ogarnąć kim jest. Wtedy osoba wstała i ściągneła kaptur. Zamarłam na chwilę widząc te czarne bezuczuciowe tęczówki. Po moim ciele przebiegł dreszcz. Praktycznie od razu spuściłam wzrok by nie patrzeć na Wood'a. Chłopak podszedł bliżej chwytając boleśnie za mój podbródek. Zaczełam się wyrywać jednak na marne. Bez chociażby jednej ręki nie dałam rady. Chłopak skanował uważnie moją twarz. W końcu jeden z jego kącików ust powędrował do góry. Poluźnił uścisk na moim podbródku po czym rzucił oschle.

- Widzisz słoneczko czego nie zrobisz i tak będziesz na mnie skazana.
- Skoro jestem na ciebie skazana to może mnie uwolnij. Wszystko już mnie boli. - Powiedziałam, a po moich policzkach zaczęły spływać pojedyńcze łzy. Chłopak mnie puścił.
- Wypuścić cię nie mogę, ale jeżeli tak bardzo cię już wkurwiają te cztery ściany to mogę zabrać cię na spacer.
- Leszpe to niż siedzenie w towarzystwie twoich gorili.

Chłopak parsknął śmiechem. Byłam pewna, że mi nie ufa. Po chwili zaczął powoli odwiązywać mi ręce, a następnie nogi. Po około pięciu minutach byłam już wolna. Powoli starałam wstać jednak najwidoczniej nie było mi to dane. Chwilę później straciłam równowagę i znowu usiadłam na krzesło. Poczułam się bezsilna. Moje wysiłki nie miały jakiego kolwiek sensu. To była droga do nikąd. Wtedy chłopak podszedł do mnie i podniósł w stylu panny młodej. Wtuliłam się w jego ciało. Był strasznie gorący, a jego dotyk dawał mi ukojenie. Nigdy wcześniej nie czułam się tak bezpieczna. To było cudowne uczucie. Chwilę później chłopak otworzył nogą drzwi, a następnie ruszył w stronę długiego korytarzu. Reszta pomieszczeń była ze szklanych ścian więc dobrze widziałam co się tam znajduje. Jednak im dłużej byłam w tym miejscu tym bardziej traciła wiarę, że naprawdę idę na dwór. W szklanych pomieszczeniach znajdowały się szpitalne łóżka, na których leżały dziewczyny w moim wieku. Leżały nie ruchomo jakby nie żyły. Wtedy odwróciłam wzrok w prawo były tam pomieszczenia takie same jak po lewej stronie. Jednak w jednym z nich spostrzegłam Marry. Jakiś napakowany mężczyzna wstrzykiwał jej coś w żyły. Nie wytrzymałam. Zaczełam się szarpać, aż w końcu chłopak mnie nie utrzymał i spadłam na ziemię. Długo nie musiałam czekać żeby zaczął mnie gonić. Nie wiele myśląc wbiegłam w szklaną ścianę, która pod moim ciężarem roztrzasakała się na miliony małych kawałeczków. Przez przypływ adrenaliny nie czułam bólu przez moje rozcięte ciało. Podbiegłam do łóżka na którym leżała nieruchomo dziewczyna. Zaczełam ją delikatnie. Szarpać i prosić żeby się obudziła. Nie musiałam czekać długo aż ktoś, a raczej ten kretyn złapie mnie od tyłu. Mocno scisnął moje ciało na co syknełam.

- Puszczaj mnie kurwa! - Wykrzyczałam.
- Zamknij w końcu tą mordę i mnie już nie wkurwiaj! - Krzyknął, a następnie podniósł mnie i wyprowadził z pomieszczenia.

Starałam się wyrwać jednak na marne. Każdy mój ruch był dla mnie bolesny i w niczym mi nie pomagał. W końcu chłopak zniósł mnie do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Rzucił mnie na zimną betonową podłogę. Podparłam się dłońmi unosząc wzrok na chłopaka. Po jego twarzy mogłam się domyślić, że chyba przegiełam i, że wyjdę na tym gorzej niż Marry. Wood wyciągnął z szafki obok mnie igłę, w której był jakiś płyn.

- Nie zabijaj mnie proszę! - Wykrzyczałam niewiele myśląc.
- Teraz o tym pomyślałaś?! Miałaś kurwa na to czas wcześniej! - Krzyknął bliżej podchodząc, a następnie kucając na przeciwko mojej osoby.

Zaczełam się od niego odsówać. No kto by kurwa pomyślał, że po raz chyba kurwa setny wpadnę na jebaną ścianę uniemożliwiającął mi jaką kolwiek ucieczkę. Hmm niech to ja pomyślę... Kurwa mać ja!
Chłopak w końcu złapał moją rękę i wbił igłę w ramię. Kurewsko bolało, ale na co ja liczyłam? Kiedy wstrzyknął płyn do mojego organizmu wyrzucił strzykawkę.

- I co masz zamiar zrobić? - Zapytałam łamiącym się głosem gdyż zachciało mi się spać, a cały obraz zaczął wirować jak na dobrym melanżu.
- Nie wiem. Nie wiem czy wyląduje dziś w barze, kostnicy czy domu, ale szczerze mnie to pierdoli. - Rzucił oschle.

Patrzył uważnie na moją twarz, która w tym momencie była już za pewne blada. Chodź nie chciałam oczy mi się powoli zamykały.

- Boję się ciebie.. - Wyszeptałam zanim straciłam kontakt ze światem.
- Nie masz czego ja krzywdzę tylko i wyłącznie siebie. - Odpowiedział, a później widziłam tylko ciemność.

***

Obudziłam się na łóżku przykryta czarną kołdrą. W końcu progres. Zainwestowali w łóżka, a nie w jebane, twarde krzesła. Zaczełam niepewnie rozglądać się po pomieszczeniu. Wiedziałam tylko tyle, że to na pewno nie jest ta fabryka,ale skoro nie ona to co? Wtedy do pomieszczenia wszedł sam Nathaniel Wood. Trzymał w dłoni kubek i talerz.

- Widzę, że książeczka wstała. - Powiedział uśmiechając się cynicznie.
- Gdzie ja jestem? - Odpowiedziałam patrząc na niego jak na kreatyna.
- Musiałem cię jakoś z tamtąd zabrać, bo ci idioci chcieli cię zgwałcić, a jako iż nie miałem co z tobą zrobić to przywiózłem cię do swojego mieszkania.
- Było trzeba odwieźć mnie do hotelu. - Syknełam łapiąc sie za obolałe ramię.
- Przestań w końcu kurwa narzekać. Masz tu śniadanie. Zjedź ogarnij się i czekaj na mnie. - Rzucił wychodząc z pokoju.

Eh no zajebiście. Zaczełam jeść swoje tosty. W sumie to były całkiem dobre. Kiedy skończyłam wypiłam kako. Rozczesałam włosy oraz przemyłam twarz zimną wodą. Wtedy do pomieszczenia wszedł Wood.

- Gotowa? - Zapytał lustrując mnie wzrokiem.
- Chyba ta. - Rzuciłam.
- Chodź. - Powiedział wychodząc z pokoju.

Szłam za nim. W końcu znaleźliśmy się na klatce schodowej. Chłopak zamknął drzwi na klucz po czym zaczął zabiegać po schodach. Nie oszukujmy się ja nie miałam na to siły. Schodzilam powoli schodek za schodkiem. W końcu znalazłam się na podwórku. Pogoda była po prostu chujowa. Chłopak wszedł do samochodu. Chwilę się zastanawiałam po czym zajęłam miejsce pasażera.

- Gdzie jedziemy? - Zapytałam patrząc przed siebie.
- Gdzieś napewno. - Rzucił oschle patrząc na mnie kątem oka.
- Lubisz być sam? - Zapytałam kiedy zaczęło mi się nudzić.
- Co to za pytanie? - Zapytał unosząc jedną brew do góry.
- Normalne i zadane z nudów. - Wyjaśniłam.
- A więc nie lubię, ale tak musi być i lepiej nie zadawaj mi już żadnych pytań.

Przewróciłam oczami dalej podziwiając nawet ładne widoki za oknem. W końcu chłopak zatrzymał swój samochód. Zaczełam się panicznie rozglądać po okolicy. Zatrzymał się na plaży? Kurwa w zimę? Jest kretynem czy debilem? Z moich pytań wyrwał mnie jego głos.

- Wysiadaj. - Syknął, a ja posłusznie wykonała jego polecenie nie chcąc go bardziej wkurwiać.

-----------------------------------------------------------

WRÓCIŁAM KOCHANI! NIEDŁUGO POSTARAM SIĘ ZROBIĆ TĄ OBIECANĄŁ NIESPODZIANKĘ! ❤️

(Nie) kocham cię Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz