Rozdział 20

709 19 2
                                    

Mój budzik zadzwonił równo o 4:00 nad ranem. Miałam spokojnie dwie godziny na ogarnięcie się. Wyciągnęłam z szafy wcześniej przygotowane czarne rurki z wysokim stanem, a do tego czarną bluzę z białym znaczkiem Nike. Wzięłam jeszcze dwa ręczniki po czym ruszyłam powolnym krokiem w stronę łazienki. Weszłam do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi na klucz. Zasłoniłam rolety po czym odkręciłam wodę nalewając ją do wanny. Powoli zdjełam z siebie jakże zajebistą czarną piżame w szkielety jednorożców po czym weszłam do wanny. Kiedy dokładnie umyłam włosy i całe ciało zaczęłam wycierać się jednym z ręczników. W drugi natomiast zawinełam swoje włosy. Ubrałam wcześniej przyszykowane ubrania po czym w turbanie na głowie niczym arab opuściłam łazienkę. Skierowałam się do kuchni. W pomieszczeniu zastałam Alex'a. Chłopak siedział przy stole sprawdzając coś w telefonie.

- Hejka. - Rzuciłam podchodząc do lodówki, z której chwilę później wyciągnęłam mleko.
- Cześć. Pośpisz się, bo samolot będzie pół godziny wcześniej.
- Co kurwa?! Czemu?! - Krzyknełam.
- To co słyszałaś ruszaj dupę, bo za 20 minut będę jechał na lotnisko.
- Dobra. - Powiedziałam wsypując płatki do przygotowanej wcześniej miski.

Zjedzenie śniadania zajęło mi dziesięć minut. Włożyłam miskę do zmywarki po czym skierowałam się spowrotem do łazienki. Wysuszyłam już lekko mokre włosy po czym wyszłam z pomieszczenia. Weszłam do swojego pokoju od razu siadając przy białej toaletce. Zrobiłam dosyć mocny makijaż po czym założyłam czarne vansy. Wzięłam telefon portfel i słuchawki. Wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach. W holu zastałam Alex'a. Chłopak jedynie spojrzał na mnie po czym wziął nasze bagaże i opuścił dom. Przewróciłam oczami i ruszyłam za chłopakiem. Zamknełam drzwi wcześniej upewniajac się, że wszystkie światła są zgaszone. Wyciągnęłam klucz z zamka po czym skierowałam się do samochodu. Zajęłam miejsce pasażera, a następnie zapiełam pasy. Bardzo się cieszyłam, że jadę do taty, bo nie widziałam go już tak dawno. Drugim plusem był spokój od tego pieprzonego idioty, który się mnie uczepił. Kiedy mój "kochany" braciszek schował nasze bagaże do bagażnika zajął miejsce kierowcy. Bez słowa odpalił silnik wyjeżdżając z podjazdu. Droga na lotnisko zajęła nam około dwudziestu minut. Dosyć dobry czas. Chłopak zaparkował przy dwóch samochodach, a mianowicie przy czerwonym Lamborghini i złotym Audi RS7. Jedynym pocieszenie tego wyjazdu był chyba Leo. Najbardziej bolał mnie fakt, że Christian się już do mnie nie odzywa, a ja nawet nie wiem czemu. Może ten wyjazd to zmieni i będzie tak jak kiedyś. Wysiadłam z samochodu chwilę wcześniej niż Alex. Wzięłam swoją walizkę i torebkę po czym ruszyłam w stronę poczekalni. W między czasie z tylnej kieszeni swoich spodni wyciągnęłam telefon. Na wyświetlaczu nie było żadnych powiadomień więc jedynie wzruszyłam ramionami po czym sięgnęłam do drugiej kieszeni w poszukiwaniu paczki papierosów.

- Kurwa mać! - Wykrzyczałam kiedy nie znalazłam opakowania.
- Kurwa co znowu? - Zapytał przewracając oczami.
- Zostawiłam szlugi w domu. - Powiedziałam po czym uderzyłam się ręką w czoło.
- Dobra kupię ci w Niemczech. - Rzucił kiedy zobaczył, że serio się wkurwiłam.
- No dobra. - Odpowiedziałam wchodząc do poczekalni.

Na ławce w kącie siedzieli chlopakacy. *No tak zapomniałam, że spierdalając od Wood'a jestem skazana na Jacob'a.
Zajebiste dwa tygodnie ze skończonym idiotą i spierdolinął umysłową. *
Z moich rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos.

- Cześć. - Powiedział niepewnie Christian.
- Ym hej. - Rzuciłam.
- Jesteś na mnie zła za to, że ostatnio cię tak potraktowałem? - Zapytał.
- Tak trochę. - Powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Lauruś dobrze wiesz, że cię kocham. - Powiedział uśmiechając się delikatnie.
- Mówisz, że mnie kochasz no to pokaż mi jak bardzo. - Odpowiedziałam unosząc jedną brew do góry. Chłopak podszedł do mnie kładąc swoje duże dłonie na moich biodrach. Przybliżył się do mnie i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
- Laura od tamtego obozu chciałem się ciebie zapytać czy chcesz ze mną być, ale nie miałem odwagi więc pytam teraz. Księżniczko chcesz zostać moją dziewczyną? - Zapytał patrząc na mnie wyczekująco.
- Oczywiście, że tak. - Powiedziałam radośnie przytuljąc mocno chłopaka.
- Samolot przyleciał. - Rzucił najwyraźniej wkurwiony Jacob. No tak on też ma wieczny okres.

Odsunełam się od Christiana i złapałam go za rękę. Oboje ruszyliśmy w stronę samolotu. Miałam tylko nadzieję, że mam miejsce przy kimś normalnym.
Kiedy byłam już na pokładzie maszyny zaczęłam szukać miejsca. W końcu znalazłam fotel z numerem piętnaście. Usiadłam na nim od razu włączając tryb samolotowy w telefonie. Wtedy zobaczyłam, że miejsce obok mnie zajęła właśnie jakaś osoba. Minęło około pięć minut za nim z wrażenia prawie nie udusiłam się własnął śliną.

- Mogę wiedzieć co ty tu robisz idioto? - Zapytałam patrząc na niego pytająco.
- Słuchaj małolato ty mnie też wkurwiasz, ale niestety właśnie otrzymałem to miejsce, a inne są już zajęte. - Syknął w moją stronę Jacob.

Ja jedynie Przewróciłam oczami kompletnie ignorując tego idiote. Wkurwił mnie jeszcze gorzej niż Wood. Najwidoczniej moje życie było skazane na te spierdoliny umysłowe. Chodź szczerze mówiąc jedyne co mi wychodzi w życiu to drut ze stanika i nic więcej. Po prostu mam jakieś pieprzone szczęście do nieszczęścia.

- W ogóle będziesz umiała się tam dogadać? - Zapytał.
- Umiem angielski. - Powiedziałam wzruszając ramionami.
- No to powiedź coś. - Powiedział uśmiechając się cynicznie.
- Aj hew wyjebaning. - Powiedziałam wzruszając ramionami.
- Nie no zajebista znajomość Angielskiego. - Rzucił parskając śmiechem.
- Ja cała jestem zajebista. - Powiedziałam śmiejąc się cicho.
- Nie będę zaprzeczał, bo jeszcze mi zajebiesz. - Dodał uśmiechając się w moją stronę.
- No i masz rację. - Rzuciłam wzruszając ramionami.

***

Reszta drogi minęła wbrew pozorom nawet dobrze. Opowiadałam siebie z tym idiotą nasze żenujące historie. Szczerze mówiąc jak nie ma przy nim chłopaków to nie jest taki zły, ale i tak go nie lubię. W Niemczech byliśmy około 20:00. Od razu znalazłam swoją walizkę i stanęłam trochę dalej od maszyny czekając na resztę tych kretynów, bo na inne miano nie zasługują. Oczywiście wyjątkiem jest Christian. Kiedy te spierdoliny umysłowe w końcu się przytoczyły do mojej osoby ruszyliśmy w stronę hotelu, w którym spędzimy dwa tygodnie. Był on oddalony od lotniska o jakieś 500 metrów więc znajdował się stosunkowo blisko. Oczywiście ja musiałam iść pierwsza, bo ci kretyni we własnym domu by się zgubili. Po około dziesięciu minutach z taką zajebistą nawigatorką jak ja doszliśmy do wyznaczonego celu. W holu przywitał nas mój i tego czegoś nazywającego się boim bratem tatuś. Wbiegłam w dobrze zbudowanego i umięśnionego mężczyznę mocno go przytulając. Zanim się odsunełwm minęło ponad pięć minut. Oczywiście nie obyło się bez łez szczęścia.

- Laura to jest Marry. - Powiedział mój tato wskazując na niską brunetke o niebiesko zielonych oczach i bardzo bladej karnacji.
- Hejka. - Powiedziała dziewczyna wystawiając w moją stronę rękę.
- Hej. - Powidziłam uśmiechając się delikatnie.
- Dobra dziewczynki i chłopcy jest już dość późno więc trzeba iść na kolekcje. - To mówięc mój tato i jakiś mężczyzna (za pewne tato Marry) ruszyli po schodach w dół. Szłam koło Marry żeby się przypadkiem nie zgubić.

-----------------------------------------------------------

KOCAHNI JEST KOLEJNY ROZDZIAŁ. Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKIE BŁĘDY I ZA TO, ŻE POJAWIŁ SIĘ TAK PÓŹNO. ♥️

(Nie) kocham cię Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz