Sophie
Stałam pod jedną ze ścian sali balowej i przyglądałam się jak dłonie Freda przesuwają się na twarz szatynki i obejmują jej policzki. Poczułam jak coś ciężkiego zaczyna przygniatać moje serce, a im bardziej na nie opadało, tym większy ból czułam w środku.
Bal Bożonarodzeniowy miał być świetnym pomysłem. Wydarzeniem, na którym trzy szkoły mogły połączyć się w harmonii i przyjaźni. Szkoda tylko, że ktoś zapomniał o tym, że żeby ta zgoda była między szkołami, najpierw powinniśmy dogadywać się między sobą.
Pomimo że zostałam w szkole jedynie z powodu tej uroczystości to w tej chwili chciałbym znaleźć się wszędzie byle nie tutaj. Tegoroczne święta zapowiadały się na jeden wielki koszmar, który właśnie się zaczął.
— Na co tak patrzysz? — męski głos wyrwał mnie z zamyślenia. Zamrugałam szybko oczami, chcąc odgonić niechciane łzy, które pchały się do moich oczu, aby wyjść na światło dzienne. Chłopak natychmiast spojrzała tym samym kierunku co ja, jednak nie dostrzegł niczego nadzwyczajnego. Na moje szczęście bądź nie Fred i Angelina gdzieś zniknęli. Ta myśl jednak na napawała mnie optymizmem. Kto wie co mogli teraz robić...
— Co się stało, Sophie? — zapytał, ponownie skupiając się na mojej osobie. Zerknęłam na niego kątem oka. Wyglądał bardzo przystojnie w garniturze, choć po krawacie, który mu zawiązywałam parę godzin temu, nie pozostał już nawet ślad, a mnie zaczęło zastanawiać co on takiego z nim zrobił.
— Ja... — zaczęłam lecz zawahałam się nad odpowiedzią. Co takiego miałam mu powiedzieć? Że kocham jego brata, ale ten woli inną przez co czuję się koszmarnie? Nigdy nie rozmawiałam z nim o takich sprawach i nie czułam by był to dobry moment, aby zacząć.
— Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz — powiedział, gdy się zawiesiłam, dając mi pełną swobodę wyboru. Z Georgem byłam całkiem blisko, choć nie tak bardzo jak z Fredem, ale z żadnym z nich nie rozmawiałam o uczuciach sercowych. Nigdy jakoś nie mieliśmy takich potrzeb, a poza tym od tego miałam koleżanki, które od miesięcy trują mi o chłopcach. No i jeszcze Lucy... Kochaną, poczciwą Lucy, która zabiłaby każdego, ktokolwiek krzywo by na mnie spojrzał.
Westchnęłam cicho dokładnie w momencie, gdy chłopak oparł się o ścianę obok mnie i leniwie przesuwał wzrokiem po parkiecie. Nie wiem ile czasu staliśmy w ciszy, podpierając ścianę. Ja byłam pochłonięta myślami z serii "co się stanie jeżeli...", a George był w tylko sobie znanym świecie. W pewnym momencie wydawało mi się, że przez jego twarz przebiegł cień smutku, ale uznałam to za efekt zmęczenia i złamanego serca.
— Chyba przyda mi się szczera rozmowa z zaufaną osobą — powiedziałam w końcu, uśmiechając się w stronę rudzielca.
— W takim razie nie ma co czekać.
George chwycił mnie za nadgarstek i lekko pociągnął za sobą, kierując nas do wyjścia z pomieszczenia.
— Co ty wyprawiasz? — zapytałam, próbując nadążyć za jego długimi nogami.
— Idziemy porozmawiać — odparł jak gdyby nigdy nic, odwracając lekko głowę w moją stronę. - Chyba nie chcesz, żeby ci wszyscy ludzie dowiedzieli się co cię trapi.
— Nie, ja... — urwałam. George zdawał się naprawdę martwić moim samopoczuciem, jednak nie wyglądał by sam był w dobrej kondycji do szczerych rozmów. — George, a co z Alicją? — zapytałam przypominając sobie o partnerce chłopaka.
— Poradzi sobie — odparł bez wahania, dalej idąc przed siebie, oddalając się tym samym coraz bardziej od Wielkiej Sali i tłumu roztańczonych (i pewnie lekko podpitych) uczniów bawiących się na balu.
CZYTASZ
Dark • Fred Weasley
FanfictionPodobno miłość to coś pięknego. Podobno ma mnóstwo kolorów, a świat jest lepszy. Jeżeli tak jest, dlaczego ja wciąż czuję ten okropny ból zawsze gdy go widzę? Dlaczego to tak boli? Powiedz mi dlaczego? Sophie Clark jest nieszczęśliwie zakochana w na...