Sophie
— Ja chyba śnię!
Trzymając w jednej dłoni krawat w barwach Gryffindoru, z którym męczyłam się już od jakiegoś czasu niemal wybiegłam z łazienki, słysząc dźwięk tłuczonego szkła. Rozbieganymi oczami rozejrzałam się po pokoju. Dopiero po chwili zauważyłam Lucy, która leżąc na sowim łóżku w pełni ubrana, ukryła twarz w dłoniach. Wokół jej stóp leżała rozbita butelka, a ciemnobrązowy płyn wypływał z niej cienkimi stróżkami.
— Lucy? — odezwałam się niepewnie. Nie miałam pojęcia co tak mocno rozsierdziło Gryfonkę. Blondynka jak na zawołanie uniosła się do pozycji siedzącej, odsłaniając zmarnowaną twarz. Nieświadomie przesunęła stopą po podłodze, a rozbite kawałki butelki zabrzęczały pod podeszwą jej buta. Skrzywiła się, patrząc na płyn zalewający drewno. Machnęła różdżką, mówiąc cicho zaklęcie, a szklane naczynie natychmiast złożyło się na powrót w całość. — Coś się stało?
— No jasne, że coś się stało! — fuknęła, wyrzucając ręce w powietrze, by dać upust swoim emocjom. — Ta lafirynda ma czelność rozwiązywać nam drużynę!
Nie rozumiałam o czym mówi. Nie wiedziałam kto był tą "lafiryndą", choć mimo wszystko odpowiedź nasuwała się sama. Jednak z tego co wiedziałam kobieta, która podobno miała być nauczycielem, nie miała żadnych uprawnień, by rozbijać drużynę Gryffindoru, czy jakiegokolwiek innego domu.
McCartney przekręciła oczami i bez zbędnych ceregieli chwyciła mnie za dłoń i wyprowadziła z pokoju. Rozwścieczona Lucy nie była zbyt miłym przypadkiem. Musiałam mocno starać się by nie stracić równowagi, zwłaszcza, gdy okazało się, że schody prowadzące do sypialni dziewcząt zostały zastąpione kamienną ślizgawką po tym, jak któryś z chłopców próbował dostać się na górę. Nie dała mi nawet czasu na otrzepanie z pyłu, gdy opadłyśmy na leżący na samym dole dywanik.
— Czytaj.
Kazała mi stanąć przed tablicą ogłoszeń. Widniały na niej przeróżne oferty i informacje; listy używanych podręczników do sprzedaży, punkty regulaminu, lista zabronionych przez Filcha przedmiotów, rozkład treningów quidditcha oraz inne tego podobne. Jednak te co przykuło moją uwagę i przysłoniło wszystkie inne ogłoszenia było widocznie najnowsze, wydrukowane wielkimi czarnymi literami i opatrzone u dołu bardzo urzędowo wyglądającą pieczęcią i podpisem.
Szybko je przeczytałam, a im dalej byłam tym bardziej robiło mi się niedobrze na myśl o Umbridge, a złość we mnie rosła. Dekret Edukacyjny Numer Dwadzieścia Cztery też mi coś! Kto to niby wymyśla? Bo na pewno ci na górze nigdy by na to nie wpadli.
— Tu wcale nie jest tak napisane, Lu. — Starałam się pozostać chociaż na pozór spokojna, choć ta nauczycielka sprawiała, że ciśnienie mi się podnosiło ot tak. Co prawda już jakiś czas temu zakończyłam u niej swój szlaban, ale coś mi się wydawało, że chyba niedługo znów trafię do jej okropnego gabinetu i wcale nie będzie mi przykro.
— To się rozumie samo przez się — wycedziła blondynka przez zaciśnięte zęby, zapewne po to, by nie wybuchnąć jak przed chwilą w dormitorium. — Angelina będzie musiała pójść i prosić o ponowne utworzenie. A jestem pewna, że ta różowa landryna zrobi wszystko, by do tego nie doprowadzić.
— Przecież powinna się zgodzić. Nikt z drużyny nie robi niczego złego.
— Niby tak, ale czuję, że ona zaraz sobie coś znajdzie bylebyśmy nie mogli grać. Wiesz jak nienawidzi Pottera. Zresztą z tego co słyszałam to z wzajemnością. A w sumie to kto by ją w ogóle lubił? Poza paroma Ślizgonami, którzy wielbią to, jak potępia Gryffindor to chyba nikt nie pała do niej sympatią.
CZYTASZ
Dark • Fred Weasley
FanfictionPodobno miłość to coś pięknego. Podobno ma mnóstwo kolorów, a świat jest lepszy. Jeżeli tak jest, dlaczego ja wciąż czuję ten okropny ból zawsze gdy go widzę? Dlaczego to tak boli? Powiedz mi dlaczego? Sophie Clark jest nieszczęśliwie zakochana w na...