Rozdział 21 - Szlaban

152 14 12
                                    

Sophie

Uczta powitalna jak zwykle była cudowna. Dziesiątki potraw pojawiło się na pięciu stołach, sprawiając, że niemal się uginały od ich ciężarów. Z utęsknieniem zaczęłam pochłaniać jedzenie, sycąc mój brzuch, który po kilkugodzinnej podróży pociągiem zaczął skręcać się w supeł i głośno burczeć.

Kiedy wszyscy się już najedli i Wielka Sala znów rozbrzmiewała gwarem Dumbledore ponownie tego wieczora wstał. Rozmowy natychmiast ucichły i wszystkie twarze zwróciły się w stronę dyrektora, który rozpoczął swoją mowę końcową - przypominał o zakazie wchodzenia do Zakazanego Lasu, liście zakazanych rzeczy wywieszonej na drzwiach biura Filcha, a także zakomunikował o zmianie w gronie pedagogicznym. W tym roku opieki nad magicznymi stworzeniami miała uczyć profesor Grubbly-Plank, a obrony przed czarną magią - Umbridge.

Spojrzałam na kobietę, by rozpoznać z kim w tym roku przyjdzie mi się zmierzyć. Miałam pisać owtumy, więc chciałabym, by był to ktoś kompetentny, kto mnie do nich przygotuje. W duchu liczyłam na kogoś pokroju profesora Lupina, który był moim nauczycielem na moim piątym roku i chyba nauczył mnie najwięcej ze wszystkich poprzedników, ale nawet ktoś mniej doświadczony od niego byłby dobry. Byleby nie był to ktoś pokroju Lockharta...

Była to przysadzista kobieta, z krótkimi, kręconymi mysimi włosami, przewiązanymi opaską z okropną różową kokardką, pod kolor puszystego rozpinanego swetra, który nosiła na szacie. Miała bladą, ropuchowatą twarz i parę wyłupiastych, podpuchniętych oczu.

Dumbledore zaczął mówić o quidditchu, gdy nagle urwał, odwracając się do owej kobiety, której uprzednio się przyglądałam. Chrząknęła głośno dwa razy i stało się jasne, że wstała i zamierzała coś powiedzieć.

Dyrektor szybko ochłonął, po czym usiadł i wpatrzył się z uwagą w profesor Umbridge, jakby to co miała do powiedzenia, budziło w nim najwyższą ciekawość. Natomiast innym nauczycielom nieco trudniej było ukryć zaskoczenie. Uniesione brwi profesor Sprout znikły pod włosami, a profesor McGonagall zacisnęła wargi tak, że prawie nie było ich widać. Jeszcze nigdy żaden z nowych nauczycieli nie przerwał Dumbledore'owi.

Lucy uśmiechnęła się do mnie ironicznie: ta kobieta najwyraźniej nie wiedziała, jakie są zwyczaje w Hogwarcie.

— Dziękuję, dyrektorze — powiedziała profesor Umbridge piskliwym, dziecinnym głosem i ze sztucznym uśmiechem — za tak uprzejme słowa powitania. — Ponownie odchrząknęła dwa razy i ciągnęła: — Muszę wyznać, że to cudowne znaleźć się znowu w Hogwarcie! I widzieć tyle szczęśliwych buziaczków zwróconych na mnie.

Rozejrzałam się, ale żadna z twarzy w zasięgu mojego wzroku nie wyrażała szczęścia. Wręcz przeciwnie wszyscy wyglądali na zniesmaczonych tym, że zwróciła się do nich tak, jakby mieli po pięć lat.

— Niech powie do mnie tak znowu, a ta jaj szczęśliwa buziaczka zaraz zmieni formę — mruknęła Lucy. — Chociaż nie wiem, czy można wyglądać gorzej.

— Bardzo bym chciała was wszystkich poznać i jestem pewna, że będziemy dobrymi przyjaciółmi. — Dwukrotnie odchrząknęła, ale kiedy ponownie się odezwała, jej głos nie zabrzmiał już tak słodko. Teraz był bardziej rzeczowy i suchy, jakby recytowała z pamięci. — Ministerstwo Magii zawsze uważało, że edukacja młodych czarownic i czarodziejów nie wyjątkowe znaczenie. Owe rzadkie zdolności, z jakimi się urodziliście, mogą się zmarnować, jeśli nie będą utrwalane i rozwijane w procesie nauczania...

Patrzyłam na kobietę, a niechęć do niej coraz bardziej mnie wypełniała. Nadal stała i mówiła to swoje durnowate przemówienie i choć przestałam jej słuchać, czułam jak krew coraz bardziej we mnie wrze. Emocje zaczynały się we mnie kumulować, a przeważał w nich gniew. Może i nie słuchałam jej przemowy do końca, ale z tego co udało mi się jednak usłyszeć zdołałam połączyć najważniejsze fakty, a to do czego doszłam w ogóle mi się nie podobało.

Dark • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz