Rozdział 3 - Wyznanie prawdy

457 38 2
                                    

Fred

— Co ty jej zrobiłeś?! — Drobna blondynka wpadła do dormitorium, a jej gniewny wyraz twarzy nie zwiastował niczego dobrego. Do tego wściekły wzrok, który niemal dosłownie miotał piorunami, był skierowany wprost na mnie, co sprawiało, że zaczynałem bać się o swoje bezpieczeństwo, choć nawet nie powiedziała po co tu jest. Ale ja wiedziałem.

— O co chodzi? — zapytałem spokojnie, udając głupiego i podniosłem się na łokciach, by móc ją lepiej widzieć. Mnie i Lucy McCartney łączyła tylko jedna rzecz, chociaż to w rzeczywistości była osoba. Mianowicie Sophie. Była, jakby to powiedzieć, łączniczką miedzy dwoma światami, w których żyliśmy. Ona była w ich obu, starając się utrzymać połączenie, by żaden ze światów nie zniknął jej przed nosem.

— Nie udawaj jeszcze większego idioty niż jesteś — warknęła, zaciskając zęby, a przez jej wrogie spojrzenie czułem jakbym się kurczył. — To przez ciebie Sophie nie sypia po nocach. Przez ciebie nie jada posiłków i nie skupia się na lekcjach. Przez ciebie staje się wrakiem człowieka. I to tylko dlatego, że się tobie znudziła!

— Wcale mi się nie znudziła — mruknąłem pod nosem, ale to, że się w ogóle odezwałem było błędem. Czemu nie potrafiłem zamknąć języka za zębami, gdy jest taka potrzeba?

— No tak, oczywiście! — wyrzuciła ręce w powietrze wyraźnie sfrustrowana. — Bo od tak przestałeś z nią rozmawiać i zacząłeś ją ignorować. Tak po prostu wpadłeś na taki genialny pomysł, bo pomyślałeś, że tak będzie zabawnie. Czyż nie tak było, Weasley?

Głos Lucy był jak sztylet wymierzony prosto w serce, albo siarczysty policzek. Nigdy nie chciałem zranić Sophie. Nie widziałem, że aż tak przejmie się moim brakiem uwagi. To było po prostu niemożliwe.

— Teraz to zabrakło ci języka, hm?

Chłodny i ociekający jadem głos dziewczyny nie pozwalał mi na wydobycie z siebie chociażby słowa. Zresztą nic, co mógłbym teraz powiedzieć, nie było odpowiednie do tej sytuacji. Sam ściągnąłem to wszystko na siebie i musiałem ponieść tego konsekwencje.

— A ty — zwróciła się do George'a, ku mojemu dziwieniu. Spojrzał na nią spokojnie, jakby już wiedział do czego zmierza i był gotów na każdą zniewagę. — Powinieneś przemyśleć to co zrobiłeś. Zresztą oboje jesteście żałośni.

Fuknęła po raz ostatni obrzucając nas zniesmaczonym spojrzeniem po czym wyszła z pomieszczenia zostawiając nas samych z mętlikiem w głowach.

Nie widziałem, co powinienem był teraz zrobić. Byłem pewny, że przeprosiny na nic się zdadzą w tej sytuacji, jednak nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Nie byłem nawet pewny czy powinienem przeprosić Sophie. Jasne, wypadałoby, skoro byliśmy przyjaciółmi, ale nie wiedziałem czy nas nadal pozostaje, po tym co zrobiłem. Nie rozmawiałem z nią od paru tygodni i nie uśmiechała mi się wizja, by to zmienić. W końcu miała już kogoś dla siebie, więc po co jej byłem ja?

— Przejdzie ci kiedyś? — Głos George'a przerwał ciszę, która nastała po wyjściu blondynki. Przewróciłem oczami na to pytanie. George od kilku dni wciąż mi je zadawał i naprawdę miałem już tego dość. Czy on nie potrafi pojąć jednej prostej odpowiedzi?

— Nie będę jej wchodził w drogę, George — powtórzyłem już sam nie wiem który raz. — Już ci to mówiłem.

— Przeciecz przez to sam się ranisz — zauważył. I słusznie, ale co mi po tym? Już dawno to wiedziałem.

— Jeżeli taka ma być cena jej szczęścia to jest to zdecydowane mało — odparłam bez wahania, choć moje słowa przeczyły słowom dziewczyny, która przed chwilą tu była.

Dark • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz