Rozdział 12 - Czy to miłość?

293 27 11
                                    

Sophie

Słońce świeciło nad Hogwartem, gdy w sobotę przedzierałam się przez uczniów będących na korytarzach. Choć tego dnia nie było żadnych lekcji i wreszcie można było odpocząć, to ja i tak zaspałam na śniadanie. I to bardzo. Gdy w końcu się obudziłam dochodziła dwunasta, ale na szczęście przy moim łóżku było co nieco ze śniadania. Kochana Lucy... Co prawda wszystko było już zimne ale liczyły się chęci i to, że mój żołądek nie było pusty. Jakby tego było mało dopiero po godzinie spędzonej w piżamie na czytaniu jakiejś książki, przypomniało mi się, że jestem umówiona z Cedrikiem. Toteż szybko się ogarnęłam i wybiegłam z wieży.

Odtrąciłam na bok jakąś Krukonkę i nadal podążałam przed siebie. Zegar wybił czternastą dokładnie w chwili, w której stanęłam przed głównym wejściem do zamku. Położyłam dłonie na kolana oddychając głośno.

— Cóż za punktualność — usłyszałam kpiący głos Cedrika nad sobą. Uniosłam do góry palec nakazując mu milczenie. Potrzebowałam tylko chwili odpoczynku.

— Chodźmy — powiedziałam, gdy mogłam już normalnie oddychać a serce przestało walić mi jak oszalałe.

Ruszyłam przed siebie poprzez błonia, aż do bramy oddzielającej tereny Hogwartu od miasteczka Hogsmeade.

— Cześć Cedrik, miło cię widzieć — mruknął Puchon pod nosem.

— Jak będzie miło to dam ci znać — powiedziałam. Przeszliśmy przez bramę i znaleźliśmy się ma drodze prowadzącej do miasta.

— Czyli nadal się do mnie odzywasz. Dobrze. Nie wiem jakby wyglądał nasz wypad, gdybyś nic nie mówiła.

— Jeżeli bym nie chciała się z tobą spotkać, to bym nie przychodziła.

— Czyli jednak miło jest ci, że mnie widzisz? — Posłał w moja stronę jeden z tych swoich olśniewających uśmiechów, a ja jedynie przekręciłam oczami. — To dlaczego prawie się spóźniłaś?

— Zaspałam — odparłam, wzruszając ramionami.

— Na czternastą? — Parsknął. — To ile ty snu potrzebujesz?

— Niewiele — rzekłam, czując, że muszę się jakoś obronić. — Ale czasami dobrze jest dłużej pospać, nie sądzisz?

Spojrzałam na Puchona kątem oka. Cedrik pokręciła lekko głową, uśmiechając się pod nosem.

— Chodź — powiedział, obejmując mnie ramieniem. — Piwo kremowe samo się nie wypije.

— Ty stawiasz — rzekłam szybko. Zmrużył oczy, patrząc na mnie.

— I po co ja cie zapraszałem? — mruknął, jakby naprawdę się nad tym zastanawiał, ale ja wiedziałam, że tylko się droczy. — Teraz stracę wszystkie oszczędności.

Posłałam mu krzywe spojrzenie. Wcale tak dużo nie piłam!

~*~

Wyszłam z pubu po kilku kolejnych godzinach. Słońce powoli opadało ku horyzontowi, jednak do zachodu pozostał szmat czasu. Za to uwielbiałam lato. Za jego długie dni i ciepło.

Uśmiechnęłam się błogo, opierając się o ścianę budynku. Cedrik wrócił się, gdy gdy zauważył brak różdżki, więc postanowiłam poczekać na niego na zewnątrz. Szybko jednak zrozumiałam swój błąd.

Kilka sklepów dalej zauważyłam parę, przechadzającą się wolno po mieście i zmierzającą w moim kierunku. Z daleka wydawało mi się to całkiem urocze i w zasadzie miło by było kiedyś tak pospacerować z chłopakiem. Uważałam tak, dopóki, wraz z tym jak się przybliżali, nie zorientowałam się, że parą tą byli Fred i Angelina. Chłopak przyciągnął ją bliżej, a w tym samym momencie uśmiech zniknął z mojej twarzy, zastąpiony grymasem bólu, a w oczach zalęgły się łzy. Odwróciłam wzrok.

Dark • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz