Rozdział 16 - Dzień pełen rozmów

261 26 3
                                    

Sophie

Westchnęłam przeciągle odchylając się na fotelu. Nieświadomie zgniotłam w dłoni list, który przed chwilą otrzymałam od Lucy. Brązowa sowa płomykówka znikała już za dachami najbardziej oddalonych domów.

— Co jest, Soph? — Jake usiadł na jednej z krawędzi fotela. Spojrzał na dłoń, która zaciskała się na pergaminie, a zaraz po tym na moją ściągniętą w dziwnym wyrazie twarz. Otwierałam już usta, by mu odpowiedzieć lecz chłopak mnie uprzedził. — Nie mów, że nic. Widzę, że coś jest nie tak.

— A czy ostatnio cokolwiek było dobrze? — zapytałam retorycznie, wypuszczając bezwiednie wstrzymywane powietrze z płuc. Odwróciłam głowę w jego stronę, by również móc na niego patrzeć.

Hopkins dobrze zdawał sobie sprawę do czego piję, ale nie musiał wiedzieć, że to nie to wprawia mnie w taki nastrój. Ostatnie dni, bo w zasadzie nie minął nawet tydzień odkąd dowiedziałam się o zaginięciu, a w moim domu pojawili się kuzyni, były ciężkie dla wszystkich. Pomimo że staraliśmy się jak możemy, by najmłodsze dzieciaki miały swobodę i nie musiały myśleć o tym co się wydarzyło, nie zawsze nam to wychodziło. A najgorzej było nocom...

— No może nie było najlepiej, ale wiem, że to nie o to chodzi. — Przekręcił oczami na ten swój charakterystyczny sposób, który świadczył tylko o tym, że chłopak cię przejrzał i lepiej będzie jeżeli przestaniesz udawać. Ten wzrok wcale nie był nowością, bo, choć Jake często udawał ślepego wędrowca, który nie widzi najprostszych dróg, to tak właściwie potrafił w pięć sekund dowiedzieć się wszystkiego, jeśli tylko chciał.

— Pamiętasz Lucy?

Chłopak uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje wszystkie białe zęby, a wzrok mu się iskrzył.

— Miałbym zapomnieć dziewczynę, która potrafi dopiec Brunowi lepiej niż ja? — odezwał się rozbawiony. — Kochana, ona ma swoje miejsce w mym sercu na wieki. Kiedy będzie?

McCartney widziała Jake'a i Bruna z cztery razy w życiu, a mimo to zdążyła już sprawić, że Handert cierpiał na samo wspomnienie jej imienia (co zresztą było obustronne), a Hopkins prawie się w niej zakochał. Co nie byłoby aż takie nieprawdopodobne, gdyby nie to, że chłopak miał definitywnie inny tym ukochanej osoby i nie chodziło tu o charakter, czy kolor włosów.

— Czy to, że ci o niej mówię musi od razu oznaczać, że ma zamiar tu przyjechać? — odparłam z przekąsem, a chłopak uniósł brew. Westchnęłam — Pod koniec tygodnia.

— I... to jest ta straszna wiadomość, którą się tak przejmujesz, tak? — Lewa brew powędrowała jeszcze wyżej. Kpina w jego oczach niemal wypełniała powietrze. — Czemu się nie cieszysz? Ja bym się cieszył.

— Uwielbiam ją, wierz mi.

— Ale...

— Ale czasami chce wtrącać się do czegoś, gdzie lepiej jeżeli pozostanie z tylu. Zbyt mocno traktuje obietnicę, że będzie mnie chronić. Przeraża mnie to.

— A może boisz się, jak zareaguje na widok tej pijawki, Bruna?

— Nie wygaduj głupstw. — Spojrzałam na niego z politowaniem. — Wie w co się pakuje, skoro zamierza przyjechać.

— A czy Bruno wie? — Mój wymowny wzrok mówił więcej niż wiele tysięcy słów. Prawdę mówiąc nie planowałam o tym w ogóle z kimś rozmawiać, ale wyszło jak wyszło. W sumie stało się tak jak z każdym moim planem - nie wypaliło. — Czyli nie. Wspaniale. Zdziwi się chłopak, oj zdziwi.

Dark • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz