Rozdział 10 - Paczka niechcianych uczuć

320 28 6
                                    

Sophie

Sfrustrowana wbiłam widelec w jajecznicę, znajdująca się na talerzu, leżącym przede mną. Złość trzymała się mnie od wczoraj, a dziś nie miałam nawet ochoty na jedzenie. Wciąż byłam wściekła i to sama nie wiedziałam na co dokładnie. Gdyby ktoś teraz postanowił przeprowadzić ze mną jakąś ważną rozmowę, to nie obiecałabym mu, że coś osiągnie. Krótko mówiąc: bez kija nie podchodź.

Jeszcze parę miesięcy temu, gdy bliźniacy widywali mnie w takim stanie, mówili, że mam "te dni" i wtedy denerwowałam się na nich jeszcze bardziej. Nie potrafili pojąć, że nie każdy jest wiecznie beztroski, tak jak oni i czasami musiałam gryźć się w język, by nie zacząć ich wyzywać za wsze czasy. W takich dniach jednak najczęściej po prostu usuwali się z mojej drogi i zostawiali w spokoju.

— Jeszcze ci nie przeszło? — zapytała Lucy siadając naprzeciwko mnie. Spojrzałam na nią spod byka na co tylko się zaśmiała. Jej to mogło być do śmiechu, ona nie musiała ogarniać uczuć chłopaka, który był jak chorągiewka na wietrze.

— Myśl sobie co chcesz, ale tu nie chodzi o tego, o którym teraz myślisz — powiedziałam, plącząc się we własnych słowach, licząc, że Lucy mnie zrozumie. Obie wiedziałyśmy, że kłamię, jednak ja nie zamierzałam się do tego przyznać. Obiecałam sobie, że nie będę mieć już niczego wspólnego z Fredem, a to, że chłopak siedział w mojej głowie praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę to już nie była moja wina!

— Oczywiście. — Dziewczyna posłała w moją stronę ironiczny uśmiech i zaczęła jeść grzankę. — Zmieniając temat, co u Diggory'ego?

Przełknęłam ślinę. Co miałam jej powiedzieć? Że przeprowadziłam z nim całkiem szczerą rozmowę na temat uczuć i że dowiedziałam się o tym, iż kogoś kocha? To były przecież poufne informacje!

— Dlaczego pytasz? — odezwałam się, siląc na spokój. — Czyżby wpadł ci w oko?

Zmusiłam się do uśmiechu. Dziewczyna spojrzała na mnie jakbym była co najmniej z kosmosu, jednak po chwili po prostu przekręciła oczami.

— Ludzie mówią — zaczęła szeptem, nachylając się w moją stronę nad stołem. — Że on i Cho Chang, wiesz ta krukonka z roku niżej, są parą. Zastanawiałam się czy ostatnio z nim rozmawiałaś i może masz jakieś informacje od źródła.

Odetchnęłam w myślach z ulgą. Jeśli chodziło jej o Cho... Wszystko stawało się o wiele prostsze i bardziej logiczne niż przypuszczałam. Diggory i Chang... To przecież jasne, że Cedrikowi od początku chodziło o nią. Chyba moje rozkruszone serce za bardzo potrzebuje miłości, bo szuka jej tam, gdzie zupełnie jej nie ma.

— Sophie, spójrz. — Lucy odezwała się dokładnie w momencie, w którym miałam zamiar jej odpowiedzieć. Podniosłam na nią wzrok. Dziewczyna wskazywała coś palcem, więc odwróciłam się w tamtym kierunku. Była tam mała szara sówka, która latała wte i wewte nad uczniami, jedzącymi śniadanie, a w szponach niosła małą paczuszkę, której zawartość była dla niej zdecydowanie za ciężka.

— Za wcześnie na sowią pocztę — stwierdziłam, chwilę po tym puchate stworzenie gwałtownie wylądowało w moim śniadaniu.

— To chyba do ciebie — rzekła Lucy, wpatrując się z uwagą w pakunek. Spojrzałam na szary papier, którym została owinięta paczka, i przeczytałam słowa, które zostały napisane przez kogoś, kto ewidentnie się spieszył. Sophie Clark. Wielka Sala w Hogwarcie.

Szybko odwiązałam pakunek od nóżek sówki i pozwoliłam jej zjeść moją nieco naruszoną jajecznicę nim ta odleciała w stronę sowiarni. Delikatnie rozerwałam papier, ukazując wnętrze paczki. Zamrugałam parokrotnie, zastanawiając się czy to nie jest przypadkiem jakiś żart. Albowiem w środku był podręcznik do run.

Dark • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz