Sophie
W dzień trzeciego zadania w zamku można było wyczuć nerwową atmosferę. Podekscytowanie uczniów osiągało wyższy poziom niż przed jakimkolwiek meczem quidditcha. Mało kto był w stanie odpowiednio skupić się na egzaminach końcowych; tym razem nie tylko słoneczna pogoda za oknem przeszkadzała wszystkim w koncentracji.
Gdy ostatni egzamin się zakończył, a uczniowie szóstego roku wreszcie mogli odetchnąć, zbliżała się już pora kolacji, toteż wszyscy, jak jeden mąż, udali się w stronę Wielkiej Sali. Lucy mruczała coś pod nosem, a jej głowa opadała na ramię, gdy szłyśmy miedzy uczniami przez korytarze. Dziewczyna poprzedniego wieczoru wkuwała wszystko co tylko można, by zaliczyć egzamin teoretyczny z eliksirów i teraz odbiło się to na jej samopoczuciu.
— Jak chcesz, możesz pójść spać do dormitorium — powiedziałam jej, gdy ponownie jej noga przypadkowo wpadła w jeden z fałszywych stopni.
— I miałabym przegapić ostatnie zadanie? — oburzyła się, choć nawet nie była w stanie wskrzesić w sobie odpowiedniego entuzjazmu. Całą swoją energie skupiała teraz by po raz kolejny nie wpaść w zdradzieckie stopnie. — Chyba śnisz.
— Jak chcesz — mruknęłam, wzdychając. Wiedziałam, że Lucy ekscytowała się tym wydarzeniem od początku czerwca i nic nie mogło jej teraz namówić do opuszczenia trzeciego zadania.
Przestąpiłyśmy próg Wielkiej Sali, w której poza uczniami z siódmego roku i paroma gośćmi z innych szkół nie było nikogo. Szybko udało mi się wyłapać brązowe włosy Cedrika, siedzącego przy stole Hufflepuffu.
— Poradzisz sobie pięć minut beze mnie? — zwróciłam się do Lucy, która właśnie siadała do stołu Gryffindoru. Spojrzała na mnie półprzytomnie i kiwnęła niemrawo głową.
— Jasne — mruknęła, ziewając. — Idź, a ja się przez chwilę zdrzemnę.
Oparła głowę na drewnianym blacie stołu, a minutę później już była pogrążona we własnym świecie. Szybko ruszyłam w kierunku stołu Puchonów, by Lucy nie musiała zbyt długo być sama; podczas snu wyglądała jak małe, bezbronne dziecko.
— Stresujesz się? — zapytałam, siadając obok Cedrika. Chłopak początkowo spojrzał na mnie zdezorientowany, ale zaraz jego usta wykrzywiły się w czułym uśmiechu.
— Powinienem? — zapytał, podpierając głowę na ręce. Jego uczy błyszczały i byłam pewna, że to nie była zasługa lamp, zwisających ze sklepienia.
— Mnie się pytasz? — parsknęłam cicho, unosząc do góry jedną brew.
— A co do siebie mówię? — odpowiedział podobnym prychnięciem.
— Idiota z ciebie.
— Wiesz że kłamstwo ma krótkie nogi?
— A kto mówi że to kłamstwo? — Spojrzałam na niego sceptycznie, choć na usta wkradł mi się uśmiech.
— Ja — odparł wyraźnie dumny. — A ja zawsze mówię prawdę.
— Polemizowałabym — odparłam lecz nim chłopak zdążył coś odpowiedzieć zadałam nurtujące mnie pytanie. — Gdzie twoi rodzice? Słyszałam, że zostali zaproszeni na ostatnie zadanie.
— Poszli pozwiedzać błonia. — Wzruszył ramionami. — Romantyczny spacer czy coś takiego, wiesz jak to jest. — Kiwnęłam głową. Nagle z ust Cedrika zniknęła radość. Wyprostował się, a jego twarz ściągnął wyraz zaniepokojenia. — Sophie, jak to wszystko się skończy... porozmawiamy co dalej? Z nami.
CZYTASZ
Dark • Fred Weasley
FanfictionPodobno miłość to coś pięknego. Podobno ma mnóstwo kolorów, a świat jest lepszy. Jeżeli tak jest, dlaczego ja wciąż czuję ten okropny ból zawsze gdy go widzę? Dlaczego to tak boli? Powiedz mi dlaczego? Sophie Clark jest nieszczęśliwie zakochana w na...