Rozdział 11 - Próbować aż do skutku

289 29 2
                                    

Sophie

Westchnęłam głośno i przyłożyłam palce do skroni, by spróbować się skupić. Siedziałam w bibliotece odkąd zakończyły się lekcje i starałam się czegokolwiek nauczyć. Czerwiec nadchodził zdecydowanie za szybko, a wraz z nim zbliżały się egzaminy końcowe, do których nie byłam ani trochę przygotowana. Z początku Lucy również ze mną siedziała i powtarzała, ale po trzydziestu minutach nauki stwierdziła, że nie ma dziś do tego głowy i poszła do dormitorium.

— Egzaminy niedługo, prawda Clark?

Odwróciłam się gwałtownie, o mało nie zrzucając podręcznika ze stołu. Spojrzałam w rozbawiony oczy Cedrika i odetchnęłam z ulgą.

— Ciebie też miło widzieć, Diggory. — Odwróciłam się z powrotem w stronę rzeczy, z których miałam zamiar się uczyć. Było tu wszystko. Zeszyty, podręczniki, wypracowania, kartki pergaminów z notatkami. Wszystko co uznałam za przydatne.

— Jak zwykle uprzejma. — Chłopak odsunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mnie, a wielki uśmiech widniał ma jego twarzy.

— Jak zwykle uroczy — odparłam, przekręcając oczami. Choć rozmowa z puchonem była na pewno sto razy ciekawsza niż to co próbowałam przyswoić od parunastu minut, musiałam odpędzić od siebie pokusę przerwania nauki. Gdybym to zrobiła teraz już do końca dnia bym nic nie ruszyła.

— Robimy wyliczanie zalet? — zapytał lekko, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że próbowałam się uczyć.

— Raczej sarkastycznych uwag — odparłam, czytając to samo zdanie trzeci raz. Dlaczego ja w ogóle z nim rozmawiałam?

— Tak też można to nazwać.

— Co chcesz? — zapytałam, odkładając podręcznik na stół i patrząc na Cedrika licząc, że tym go pospieszę I sobie pójdzie. — Mam zamiar się uczyć i póki co nie potrzebuje twojej pomocy.

— Póki co? — Chłopak uniósł do góry brew w rozbawieniu. — No a jak Ci idzie z astronomią? — zapytał, odchylając się na krześle i napawając moją skrzywioną miną na sama myśl o tym przedmiocie.

— Serio się pytasz?

Każdy ma swoje słabe strony w nauce, a moim była akurat nauka o gwiazdach, gdzie zwykła myśl o niej napawała mnie przerażeniem.

— Oczywiście. — Cedrik z powagą wypisaną na twarzy spojrzał mi w oczy. — Muszę dbać o twoją edukację.

— Zacznij dbać o siebie — wycedziłam przez zaciśnięte zęby, gromiąc go spojrzeniem. — Wyglądasz strasznie. Żadnej laski nie uda ci sie poderwać z takim wyglądem.

— Zakład? — Na twarzy chłopaka pojawił się uwodzicielski uśmiech, na który widok podobno większości płci damskiej miękły kolana. Wiedziałam, że jeżeli się zgodzę to będę przegrana na samym starcie.

— Nie ma mowy. — Szybko się wycofałam.

— Bo wiesz, że przegrasz. — Cedrik posłał w moja stronę zwycięski uśmiech, a jego miną świadczyła o tym, że mógłby co najmniej odkryć Amerykę.

— Oczywiście, że tak — przyznałam. — Ty jesteś jakimś cholernym cwaniakiem w dziedzinie uwodzenia. Nawet z workiem na twarzy umiałbyś się umówić. Jesteś pewny, że nie masz w rodzinie nikogo z willi?

— Ty jakoś na mnie nie lecisz — zauważył.

— Bo cię znam, pacanie — powiedziałam, jakby to wszystko wyjaśniało, a tak naprawdę próbowałam się bronić, choć nawet nie miałam przed czym. Jasne, Cedrik był przystojny i pewnie gdyby nie to, że moje serce dokonało już wyboru (bardzo kiepskiego sądząc po ostatnich wydarzeniach) mogłabym poczuć od niego coś więcej. — Żadna nie poleci na twój charakter. Ładna buźka to nie wszystko.

Dark • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz