Parę dni później, kiedy ślady na moim ciele już całkiem zniknęły, a Harry z Ronem omal nie zostali zamordowani przez Hermionę i Ginny, wróciłam do pisania. Fred był bardzo zadowolony, że zostawałam w domu. Bał się mnie gdziekolwiek samą puszczać. Powoli opuszczał go ten paniczny strach, że coś może mi się przytrafić tuż za rogiem ulicy. Im więcej dni spędzałam blisko i nie wyrażałam ochoty, by wyjść dalej niż na koniec Pokątnej, tym bardziej spokojny się stawał. Wracał mu też humor i na nowo zrobił się dowcipny. Dostał też nadzwyczajnej weny, jeśli chodzi o tworzenie nowych gadżetów. Nie pozostawało mi więc nic innego, jak zajmować się kuchnią, a raz na jakiś czas porządnie sprzątałam mieszkanie, tak, żeby Angelina nie czuła się za wszystko odpowiedzialna.
W wolnych chwilach dokończyłam pisanie. Skończyłam już wszystko, co chciałam poprawić. Miałam gotowy, ręcznie podpisany egzemplarz oraz list, który przygotowywałam przez kilka ostatnich dni. Zastanawiałam się tylko nad jednym. Czy mam to wysłać do wydawnictwa dla czarodziejów, czy może do jakiegoś w świecie mugoli. Jedno było pewne – potrzebowałam pieniędzy tutaj. Więc ostatecznie decyzja była jednoznaczna. Zapakowałam wszystko w ochronny papier i zawiązałam. Paczka nie była duża. Nie była też ciężka.
- Snow? Czy chciałbyś to zanieść do wydawnictwa? Może i powinnam zrobić to osobiście, ale nie chcę. Jeśli to odrzucą, to szkoda fatygi. – Moja sowa zatrzepotała skrzydłami, chwyciła w szpony sznur, którym wszystko obwiązałam. – Dziękuję mój piękny – zdążyłam jeszcze pogładzić łebek ptaka, a potem stałam w oknie i patrzyłam, jak oddala się na niebie.
Mijały następne dni. Słońce znikało wcześnie, w dodatku ciągle padało. Było zimno i nieprzyjemnie. Ciepłe i słoneczne dni zdarzały się na prawdę rzadko. Na nowo zaczynałam pomagać bliźniakom w sklepie. Zbliżało się Halloween, więc mieli coraz więcej zamówień, a co się z tym wiąże, coraz więcej pracy. Zdarzało się, że sama sprzedawałam przychodzącym klientom dowcipy Weasley'ów, a prawdę mówiąc szło mi to pewniej niż Vanity, która tu dłużej pracowała. Może dlatego, że ciągle pilnowałam stanu rzeczy na sklepie, bo ani Fred, ani George nie mieli na to zbytnio czasu, a kiedy dostarczałam im raporty, mogli po prostu przystąpić do produkcji. Woleli być w sklepie i sprzedawać, niż spędzać czas na inwentaryzacji, co ja dla odmiany całkiem lubiłam.
Na szczęście ten dzień też dobiegł właśnie końca. Zmywałam po kolacji, chłopcy siedzieli przy stole pijąc kremowe piwo, a Angelina przeglądała nowego Żonglera, doglądając w piecu blachy z ciasteczkami. Nagle, przez otwarte okno w kuchni wleciał Snow. Upuścił na stół przed Fredem kopertę i usiadł na oparciu wolnego krzesła przechylając główkę na bok. Spojrzałam przez ramię. Fred odstawił butelkę i obejrzał papier.
- Marta, to do ciebie – wstał i podał mi list. Wytarłam ręce i rozerwałam papier, a chłopak dokończył za mnie wycieranie stołu. Przeczytałam czując coraz większą radość. Uśmiechnęłam się. – Wszystko OK? – Spojrzałam na Freda i zaczęłam czytać na głos:
– „Szanowna Panno Evans, chcieliśmy Panią poinformować, że przesłany przez Panią rękopis spotkał się z ogromnym entuzjazmem i zainteresowaniem recenzentów. Zapraszamy Panią w następny poniedziałek o godzinie 9:00 na spotkanie, celem omówienia szczegółów publikacji Pani powieści. Jednocześnie informujemy, że z niecierpliwością oczekujemy na ciąg dalszy i życzymy sukcesów. Z uszanowaniem Redaktor Naczelny – T. Half".
- Jasny gwint! – George wstał i wyjął mi papier z ręki, po czym odczytał raz jeszcze. – Kiedy wysłałaś?
- Tak się cieszę – Fred uśmiechnął się szeroko. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Objął mnie mocno w talii i podniósł odrobinę okręcając, po czym postawił.
CZYTASZ
Out of control - Inna niż wszyscy - Magia istnieje
Fanfiction*** Co, jeśli przypadkiem, w trakcie Bitwy o Hogwart uda się ocalić o jedno istnienie więcej? Jak będzie wyglądał świat po zwycięstwie Harry'ego Pottera? *** Osierocona dziewczyna spędza 7 lat w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Na polecenie Du...