10 - Noc Duchów

667 59 3
                                    

Słońce właściwie przestawało już się pokazywać. Dni były deszczowe i mgliste. Było już zimno. Nie dało się wyjść na dwór bez kurtki, a czasem i czapki. Wieczory przychodziły dużo szybciej, niż we wrześniu. Październik się właśnie kończył. Dziś przypadało Halloween, Noc Duchów. To dziś miałam wrócić do Hogwartu na ucztę. Co roku tego dnia wszyscy uczniowie zbierali się w Wielkiej Sali, gdzie stoły uginały się od świątecznych potraw. Nad głowami wszystkich unosiły się magiczne lampiony i latały nietoperze. Wszędzie wokół poukładane były gigantyczne dynie, które Hagrid hodował specjalnie na tę jedną noc. Pyszne paszteciki, pieczenie i sałatki, góry ciast, ciasteczek i torty, puddingi i lody, sok dyniowy i piwo kremowe, a dla starszych roczników miody pitne. Kiedy uczta dobiegała końca, duchy odgrywały przygotowane przez siebie przedstawienie. Naprawdę cieszyłam się, że znów będę mogła wziąć w tym udział.

Usłyszałam pojedyncze puknięcie do drzwi, a kiedy zerknęłam w ich stronę, uchyliły się i George zajrzał.

- Hej, Ang już odstawiona do mamy. My już prawie gotowi, za 10 minut będziemy na ciebie czekali w kuchni. Teleportujemy się przed szkołę i dalej przejdziemy.

- Zaraz przyjdę. – Uśmiechnął się i wycofał. Spojrzałam raz jeszcze w lustro i przejechałam pędzlem po raz ostatni po twarzy, po czym wrzuciłam puderniczkę i błyszczyk do torebeczki. Wstałam, ściągnęłam szlafrok i założyłam rajstopy, kucnęłam i wsunęłam kozaki sięgające do ud. Miały wysoki, ale stabilny obcas. Złapałam białą sukienkę i wsunęłam przez głowę poprawiając rozkloszowany dół. Między białym materiałem ubrania, a czarnymi kozakami pozostawało kilka odkrytych centymetrów. Czarna, skurzana peleryna z kapturem dopełniła całości. Sięgała odrobinę przed krawędź sukienki. Zapięłam zamek torebki, za szlufkę zatknęłam różdżkę i ruszyłam. Czerwień włosów odbijała się od bieli i czerni.

- Jestem gotowa – napiłam się eliksiru, który czekał na mnie przy stole.

- To lecimy? – George wesoło zatarł ręce.

- Le... - Fred spojrzał na mnie i urwał. – Wow... - George podążył za wzrokiem bliźniaka i uniósł brwi.

- Wow... - powtórzył po bliźniaku.

- Prześlicznie – Fred wyciągnął rękę w moją stronę. Uśmiechnęłam się.

- To lećmy, zanim się rozpada na dworze... Mam nadzieję, że w Hogwarcie pogoda jest lepsza?

- Oby. – Złapałam dłoń Freda, a on zacisnął palce.

- Walizka George.

- Jest – młodszy z bliźniaków złapał bagaż.

- Więc na trzy – ścisnęłam mocniej rękę Freda i zamknęłam oczy, kiedy bliźniacy odliczyli, a ja poczułam szarpnięcie w okolicach brzucha. Wszystko wokół wirowało, albo to my wirowaliśmy w środku wszystkiego. Słyszałam, jak peleryna i suknia trzepoczą od pędu powietrza. Już po kilkunastu sekundach wylądowaliśmy na chodniku prowadzącym do bramy, za którą był mój dawny dom. Otwarłam oczy, ale nie puściłam dłoni Freda. Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. George zrobił krok do przodu i stanął po mojej drugiej stronie. Spojrzałam na niego. Uśmiechał się w ten sam sposób, co Fred. W rękach trzymał walizkę z wygrawerowanym „W".

- Idziemy dzieciaku – Fred i George spojrzeli na siebie i ruszyliśmy w stronę bramy, która otworzyła się kiedy tylko się do niej zbliżyliśmy.

- Ginny, Hermiona.

- Miło was widzieć. Jeszcze Ron i Harry.

- To wy poczekajcie, a my już pójdziemy. – George uniósł znacząco walizkę.

Out of control - Inna niż wszyscy - Magia istniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz