11 -Umowa

594 68 0
                                    


Kiedy otwarłam oczy w pokoju było już jasno. Zerknęłam zdziwiona w stronę okna. Po raz pierwszy od dawna świeciło piękne słońce. Usiadłam. Byłam sama. Musiało już być późno i Fred pewnie poszedł do sklepu. Na stoliku stała taca ze szklanką soku, dużą babeczką z kawałkami czekolady, jabłkiem i kawałkiem pergaminu. Złapałam kartkę i odczytałam równe pismo chłopaka.

„Dziękuję Ci. Jak będziesz mnie potrzebowała, jestem na dole. Snow rano wyleciał na polowanie. Niedługo się zobaczymy. Angelina wraca jutro. Miłego dnia Maluchu"

Napiłam się i zjadłam śniadanie. Wspomnienia powoli do mnie wracały. Strasznie chciało mi się pić i trochę ciążyła mi głowa. Pamiętałam, jak wróciliśmy i jak źle się poczułam, jak chłopcy byli ze mną w łazience, kąpiel i jak poszliśmy spać. Pamiętałam dokładnie co zrobiliśmy wczoraj z Fredem. Był moim pierwszym. Spojrzałam na łóżko, a obrazy powracały przed oczy. Wspomnienia, uczucia. Zerknęłam za okno. Ściągnęłam z niedowierzaniem brwi. Owszem, świeciło słońce, ale na parapecie i dachach naprzeciwko leżała cienka, biała warstwa. W nocy spadł pierwszy śnieg. Otwarłam okno i wpuściłam do pokoju chłodne powietrze. Złapałam pościel. Trzeba ją uprać. Pościel i ubrania z wczoraj. Angelina gdzieś zapisała mi listę zaklęć gospodarskich. Powinnam się szybko uwinąć. W między czasie rozwiesiłam sznury pod sufitem w łazience i posprzątałam w kuchni. Zajrzałam do schowka i przyniosłam do kuchni trochę warzyw.

Odnalazłam w szafce zioła i przyprawy, po czym zajęłam się przygotowaniem gulaszu. Kiedy już obiad gotował się w garnku na ogniu, wróciłam do łazienki i rzucając kilka zaklęć ze ściągi od Ang, dokończyłam pranie i rozwiesiłam je na sznurach pod sufitem. Posprzątałam pokoje i ubrałam świeżą pościel. Wróciłam do kuchni i nakryłam stół. Na środku położyłam świeży chleb i ukroiłam kilka kawałków zostawiając nóż obok. Zagasiłam ogień pod garnkiem. Powinno starczyć na dwa dni. Okryłam chleb czystą ściereczką, żeby nie wysechł i przeniosłam klatkę Snowa do siebie. Słońce przeniosło się już na drugą stronę. Musiało być dużo później, kiedy wszystko skończyłam. Sowa wróciła na miejsce przynosząc mi list. Dolałam wody do poidełka i włożyłam kilka suszonych owoców. Zamruczał zadowolony łapiąc kawałek brzoskwini.

- Ty naprawdę nie jadasz tego, co inne sowy. – Zamknęłam okno. W pokoju było chłodno, ale zaraz powinno się nagrzać. Rozejrzałam się wokół, ale wszystko było już zrobione. Zagotowałam wrzątek i zaparzyłam sobie herbaty. Złapałam duży kubek w dłonie i wyszłam z mieszkania na dół. Przeszłam schodami obok magazynu i zeszłam do sklepu. Wyszłam przez drzwi na antresoli i stanęłam oparta o balustradę. Po sklepie kręciło się paru klientów, Fred z George'm wskazywali im półki, na których stał szukany towar, albo obsługiwali kasę. Vanity pewnie poszła już do domu. Zerknęłam na zegar za sobą. Już prawie 16:00. Rozerwałam kopertę i przeczytałam list.

„Witam Panno Evans. Chciałem poinformować, że przygotowaliśmy pierwszy egzemplarz książki. Zanim wydrukujemy pozostałe, chciałbym Panią zaprosić na jutro w celu zatwierdzenia całości. Mam nadzieję, że 11:00 będzie Pani pasować. Pozdrawiam – T. Half."

Uśmiechnęłam się i upiłam z kubka. Zerknęłam na dół. Bliźniacy byli już sami. Podliczali stan kasy i odkładali na miejsca przestawione towary.

- Za 10 minut obiad! – Zerknęli obaj w moją stronę, więc uniosłam kubek z uśmiechem i upiłam łyk.

- Cześć Marta. Już idziemy – George odłożył na stół przy kasie pudełko z mrocznymi znakami.

- Maluchu – Fred szeroko się uśmiechnął i zamknął drzwi na klucz.

- Duży ruch dzisiaj? – Spojrzałam na list i rzuciłam go w stronę Freda, delikatnie nakierowałam go prosto w dłoń chłopaka.

Out of control - Inna niż wszyscy - Magia istniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz