7 - Wizyta

778 67 2
                                    

Minęło kilka dni. Nie wychodziłam z mieszkania Weasley'ów. Większość czasu spędziłam w swoim pokoju rozłożona na drewnianej podłodze z piórem, tuszem i kartkami. Pisałam na okrągło. Poprawiałam swoje stare opowiadania, zdanie po zdaniu, kartka po kartce. Zdarzało się, że cały pergamin wylądował zgnieciony w płomieniu wyczarowanym z różdżki po to, abym napisała to samo od nowa, z tą tylko różnicą, że bez tylu skreśleń i zmian. Gotowe strony wpinałam do notesu układając w jedną całość. Z pokoju wychodziłam tylko do łazienki i do kuchni. Najczęściej w ciągu dnia towarzystwa dotrzymywał mi Snow. Fred i George spędzali całe dnie w sklepie. Ruch się wzmagał i wciąż przybywało im klientów, zwłaszcza teraz w okresie wakacyjnym. Angelina była zajęta swoimi sprawami. Czasem odwiedzała też Norę, ale ja nie chciałam się tam udać bez bliźniaków.

Minął kolejny tydzień. Któregoś dnia usłyszałam ciche pukanie do pokoju. Nie zwróciłam na to uwagi przez dłuższą chwilę, ale osoba po drugiej stronie najwidoczniej stwierdziła, że nie będzie dłużej czekała na moja reakcję. Drzwi się uchyliły, kiedy akurat skreślałam kolejny fragment.

- Chciałem z Tobą porozmawiać. Od kilku dni właściwie nie wychodzisz z pokoju, nie wpuszczasz nikogo odkąd Fred znalazł cię w Dziurawym Kotle... co ty robisz? – Zerknęłam przez ramię. George stał i rozglądał się po pokoju. Podszedł do mnie, kucnął i złapał jedną z kartek. Zaczął czytać.

- Myślałam, że to Fred. – Podniosłam się i spojrzałam. Sięgnęłam ręką w stronę George'a, ale zdążył odsunąć się kawałek i czytał dalej. Spojrzał na mnie dopiero, kiedy dokończył rozpoczętą przeze mnie przed chwilą stronę.

- Został w sklepie. Stwierdził, że może ja zdołam cię wyrzucić z pokoju...

- Oddawaj! – Próbowałam zabrać mu kartkę. Czułam się lekko zirytowana. To był moment, kiedy poczułam przypływ energii i nagły podmuch wiatru uniósł mi włosy i szarpnął pergaminem w moją stronę. George rozłożył bezradnie ręce w przepraszającym geście.

- To jest całkiem niezłe – spojrzał na mnie ostrożnie dobierając słowa. - Fred nie wie, że piszesz? Nic nie wspominał...

- Nie. Jak wraca z pracy, ja już kończę.

- Więc ja mu powiem, to może przestanie ciągle powtarzać, że nigdzie nie wychodzisz – przychylił głowę. – Chociaż nie powinnaś siedzieć w tym pokoju całe dnie. Nie uważasz, że to niezdrowe? No dobra maluchu, widzimy się później – uśmiechnął się i rozpłynął w powietrzu. Spojrzałam bezradnie na pustkę, która powstała w miejscu, skąd się teleportował. Zaczęłam zbierać kartki i schowałam wszystko do kufra. Otwarłam szerzej okno i oparłam ręce o parapet. Snow przeskoczył z klatki i usiadł na moim ramieniu zerkając ze mną na dwór. Zahuczał przyjaźnie zwracając uwagę przechodniów na ulicy. Ze sklepu wyszli akurat Fred z Georgem i zerknęli na witrynę coś omawiając. Snow ponownie zahuczał rozkładając skrzydła, na co obaj zadarli głowy do góry. Sowa zeskoczyła z mojego ramienia i uniosła się w powietrze.

- Smacznego Snow – uśmiechnęłam się rozmasowując ramię. Patrzyłam przez chwilę za białą sową odlatującą w stronę zachodzącego słońca.

- Hej już zamykamy! – Zerknęłam w dół. Fred mi pomachał. - Może zejdziesz i wyjdziemy na spacer? – Popatrzyłam przez chwilę na niego, zerknęłam przez ramię na pokój, ale tak właściwie skończyłam już na dzisiaj pisać, a wszystko było pochowane. Nie bardzo miałam ochotę stąd wychodzić, ale jeszcze mniej chciałam, żeby George lub ktoś inny ponownie mnie naszedł. Spojrzałam na powrót na Freda. Miał lekko ściągnięte brwi, co oznaczało, że znów się zamartwia. Westchnęłam i kiwnęłam twierdząco, po czym weszłam na powrót do pokoju. Ubrałam się do wyjścia na dwór i zeszłam do sklepu. Było już pusto, a więc zdążyli wyjść ostatni klienci. Wyszłam na dwór. Chłopcy stali przy drzwiach. Obaj uśmiechnęli się na mój widok.

Out of control - Inna niż wszyscy - Magia istniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz