12 - Evans

569 71 0
                                    


Listopad minął bardzo szybko. Na dworze ochłodziło się jeszcze bardziej. Pojawiły się regularne opady śniegu i przymrozki. Drzewa już całkiem zgubiły liście, a zieleń zniknęła bezpowrotnie, aż do kolejnej wiosny. Na początku grudnia w witrynach sklepowych, zarówno na ulicach mugolskiej części Londynu, jak i tej zamieszkałej przez czarodziejów pojawiły się akcenty świadczące o nadchodzących świętach. Witryny sklepowe zostały przyozdobione zielonymi łańcuchami z czerwonymi, srebrnymi i złotymi bombkami. Na wystawach leżały biało-czerwone lub biało-zielone cukierki imitujące laski, stały malutkie, lub trochę większe domki Świętego Mikołaja, a w rogach szyb przywieszone były gałązki jemioły. Na balkonach paliły się świąteczne lampki, a drzwi wejściowe zdobiły wieńce. Na ulicznych latarniach pojawiły się świetlne ozdoby. W powietrzu czuć było święta i niech nikt mi nie mówi, że mugole nie czują tej magii unoszącej się w powietrzu. To było niemożliwe. Ta atmosfera zwyczajnie musiała się udzielić każdemu.

Bliźniacy mieli teraz mnóstwo zamówień, więc siedzieli do późna w pracy, żeby zdążyć ze wszystkim na czas. Vanity zajmowała się klientami, którzy przychodzili, a ja na bieżąco pilnowałam stanu wyposażenia i przejmowałam na siebie połowę z odwiedzających sklep. Angelina przystrajała nasze mieszkanie i zajmowała się kuchnią. Mały Weasley powinien urodzić się już za kilka miesięcy, na wiosnę. Ale jak ciąża się rozwinie, Angelina chciała jechać na trochę do swojej mamy. George musiał skupić się na pracy, gdyż chciał zarobić jak najwięcej, żeby wszystko było gotowe na czas. Ja poświęcałam jeden dzień w tygodniu na gruntowne sprzątanie mieszkania i sklepu, tak, żeby ona nie musiała tego robić.

- Panno Evans – Vanity wciąż nie zdobyła się na to, żeby mówić do mnie per ty, mimo, że prosiłam ją o to już kilkukrotnie. Zwykle się wtedy peszyła i zmykała do pracy. To było nawet zabawne.

- Tak?

- Przyszła paczka do pani – dziewczyna wskazała na karton, który stał na stole.

- Książki. Cudownie. Dziękuję ci. Odniosę to na górę i zaraz wracam. Nie będzie mnie około dwóch minut, nie dłużej.

- Panowie Weasley powiedzieli, że muszą na chwilę wyjść.

- Wiem, mieli załatwić jakąś małą choinkę do naszego mieszkanka.

- Zostajecie tu na święta?

- Nie, przenosimy się do Nory. Pan Weasley przystosował samochód, obiecali, że po nas przylecą, bo Angelina już nie może się teleportować ani używać kominka. Za minutę jestem z powrotem. Jak wrócę możesz zrobić sobie przerwę.

- Dziękuję – kiwnęła, a ja złapałam pudło i zaniosłam je na górę do mieszkania.

- Marta?

- Hej Ang, wszystko dobrze?

- Jem ciasto. Chcesz?

- Najwyżej w dłoń. Przyszły książki, więc je przyniosłam. Obiecałam Vanity przerwę.

- Jak to dobrze, że jesteś w stanie im pomagać. Jest tyle zamówień, że chyba musieliby zamykać sklep. Vanity sama nie dałaby rady.

- A propo... Chłopaki poszli po choinkę, jak ją dostarczą, będziesz miała zajęcie na najbliższe godziny. Wypuszczę Snowa, ale nie martw się, zamknę okno. Jak wróci usiądzie nad szyldem, to go wpuszczę. Wołaj mnie, jak coś się zadzieje – ruszyłam w stronę drzwi.

- Dzięki wielkie. Dobrze, ze jesteś. Ej czekaj, miałaś coś wziąć na przekąszenie – podeszła i podała mi w ręce talerz z pokrojonym ciastem. – Starczy dla całej czwórki..

Out of control - Inna niż wszyscy - Magia istniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz