23 - Finite Incantatem

656 59 5
                                    

Przyjemne ciepło. Miękki materiał delikatnie dotykał moich dłoni. Delikatny zapach czystego pokoju. Cisza i spokój. Ból minął. Powoli rozchyliłam powieki. W pomieszczeniu panował półmrok. Kiedy po chwili oczy przywykły, zdałam sobie sprawę, że to sala szpitalna. Delikatnie ruszyłam palcami na pościeli, powoli odnajdując się we własnym ciele. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Przejmująca cisza pozwoliła mi się skupić na sobie. Wzięłam głębszy wdech próbując odnaleźć w sobie siłę. Ale nie potrafiłam. Nie wyczuwałam absolutnie nic. Jakby wszystko... zniknęło.

Co się stało?

Sięgnęłam ręką do twarzy. Dlaczego tak właściwie leżałam na sali szpitalnej?

Pamiętam, że szliśmy do Hogsmead z chłopakami i z Fredem... Nagle poczułam jak bicie serca gwałtownie przyspiesza.

Tunel. Skały. Las. Walka. Fred leżący pod drzewami.

Sięgnęłam ręką do kołdry i ją odsunęłam. Powoli podniosłam się do siadu stawiając stopy na chłodnej podłodze. Długa, błękitna koszula zakrywała moje ciało. Podpierając się ręką o łóżko ostrożnie wstałam i zrobiłam krok na przód. Na krześle obok leżały czyste ubrania, a pod nim stały buty. Schyliłam się wsuwając stopy w balerinki i narzuciłam rozpinany sweter na ramiona. Różdżka. Potrzebna mi różdżka. Zerknęłam wokół. Leżała na stoliku. Sięgnęłam po nią.

- Lumos – snop światła rozbłysnął oświetlając mi drogę. Rozejrzałam się po najbliższych łóżkach, ale nikogo tam nie było. – Freddie, gdzie jesteś?

Ruszyłam po sali zaglądając za każdy parawan, ale nie było tu nikogo poza mną. Jestem w Hogwarcie. To jest pewne. Ruszyłam do wyjścia ze skrzydła szpitalnego. Muszę znaleźć kogoś, kto będzie mi w stanie wskazać drogę do Freda.

Drewniane drzwi ustąpiły, a ja wyszłam na korytarz. Mrok rozświetlały pojedyncze świece zatknięte co jakiś czas przy kamiennych ścianach. Wyciągnęłam przed siebie różdżkę i ruszyłam korytarzem. W zamku panowała cisza. Musiał być środek nocy. Nie było widać nawet duchów.

Przyspieszyłam kierując się do przeciwnej części zamku, gdzie ostatnio zajmowaliśmy dwie sąsiadujące ze sobą komnaty. Głuchą ciszę zakłócały moje ciche stąpnięcia.

Weszłam na schody i wspięłam się powoli na samą górę.

- Panno Evans – stanęłam podtrzymując się barierki i spojrzałam za siebie. Na dole, za moimi plecami stała dyrektor McGonagall. Miała na sobie strój nocny, a więc ktoś musiał ją powiadomić, że tutaj byłam. Zapewne, któryś z portretów. – Z tego co mi wiadomo, powinna pani leżeć, co pani tu robi? Pani Pomfrey wie, ze się pani ocknęła? Proszę się udać za mną.

- Pani profesor, co z Fredem? Pamiętam, że leżał nieprzytomny...

- Nic mu nie jest, ale nie mam pewności, czy z tobą Evans, też wszystko w porządku. Idziemy – czarownica odwróciła się i ruszyła przed siebie. Westchnęłam i ruszyłam za nią schodami w dół.

McGonagall przeszła przez skrzydło szpitalne i zapukała do drzwi na jego końcu. Po chwili pani Pomfrey je otwarła.

- Minerwo? Coś się dzieje?

- Panna Evans odzyskała przytomność i zamiast się zgłosić do mnie, od razu postanowiła poszukać pana Weasley'a. – McGonagall zrobiła krok w bok ustępując miejsca uzdrowicielce.

- Panno Evans proszę usiąść, chcę panią obejrzeć. Była pani nieprzytomna 3 dni.

- Pani Pomfrey cię zbada Evans ja pójdę po Weasley'a – McGonagall odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia ze skrzydła szpitalnego.

Out of control - Inna niż wszyscy - Magia istniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz