18 - Moc żywiołów

390 51 0
                                    


Kiedy na drugi dzień szliśmy z Fredem na śniadanie pozostali już czekali w Sali Wejściowej. George rozmawiał z Harry'm i Ronem tuż przy drzwiach.

- Jesteście – bliźniacy uśmiechnęli się do siebie i automatycznie stanęli ramię w ramię.

- Chodźmy – Harry ruszył w stronę stołu Gryfonów. W sali już właściwie pustoszało. Śniadanie powoli dobiegało końca, ponieważ niedługo rozpocząć się miały pierwsze zajęcia. Siedzieli tu jedynie pojedynczy uczniowie, którzy mieli teraz wolny czas. Większość z nich była z ostatniego roku. Wtedy zajęć było zdecydowanie mniej, za to zdecydowanie więcej powinno się uczyć na własną rękę, jeśli komuś zależało na egzaminach i później, na dalszej nauce lub dobrej pracy.

- Dostaliście wolne w Ministerstwie?

- Udało nam się załatwić parę dni, chociaż nie powiem, żebym był szczęśliwy mając do przejrzenia te książki od Hermiony.

- A właśnie, gdzie ona jest?

- Mówiła, że spotkamy się po zajęciach.

- A więc mamy najgorszą część roboty.

- Możliwe, że wolny czas spędzi w bibliotece, szukając innych książek – Harry złapał talerz z płatkami.

- Cudownie. Kolejne tomy do przeczytania – spojrzałam na rozgoryczonego Rona, któremu podły nastrój wcale nie odbierał apetytu. Nakładał na talerz kolejne tosty i kiełbaski.

- To moja wina. Przepraszam. Marnujecie swój czas...

- Nawet nie waż się tak myśleć – przerwał George. Kątem oka zauważyłam, jak Fred posłał mu wdzięczne spojrzenie.

- Nie marnujemy. Właściwie całe 6 lat w Hogwarcie zajmowaliśmy się podobnymi rzeczami – Harry wzruszył ramionami z uśmiechem.

- Tak, mamy wprawę - westchnął Ron i zajął się swoim śniadaniem.

- To tylko kilka dni. Większym problemem jest to, czy cokolwiek znajdziemy.

- Cokolwiek poza tym, jak mogę lepiej panować nad sobą...

- Dobre i to. O ile przyniesie stały efekt – powiedział Fred i dolał sobie soku. Spojrzałam na swoja miskę czekoladowych płatków i przemieszałam zawartość łyżką. Nie powiem, żebym czuła się zbyt dobrze. Mimo zapewnień przyjaciół, zgadzałam się z Ronem. Najprawdopodobniej wszystko to było stratą czasu. Skoro przez te wszystkie lata nawet Dumbledore nic nie znalazł, to jakim cudem nam miałoby się udać?

- Hej? – Uniosłam oczy i spojrzałam pytająco na Harry'ego.

- Zamyśliłam się.

- Jak długo będziesz u McGonagall?

- Nie wiem. A gdzie będziecie?

- Najpewniej u nas – Fred złapał ciastko i zjadł na dwa gryzy.

- Tak. Tam nikt nie będzie na nas zwracał uwagi.

- Więc jak skończę, to przyjdę.

- Jeśli się przedłuży to przyjdziemy po ciebie w drodze na obiad – Ron spojrzał z lekkim uśmiechem. Mimo ponurego nastroju i tak się zaśmiałam. Skinęłam i wstałam. Złapałam jeszcze jabłko i dopiłam szklankę soku.

- Powodzenia.

- Do potem – spojrzałam na Freda i ruszyłam w stronę wyjścia z sali, a potem korytarzem do gabinetu. Już prawie byłam przy gargulcu, kiedy usłyszałam, jak przejście się otwiera.

Out of control - Inna niż wszyscy - Magia istniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz