Rozdział 11.2 - Bolesna prawda

610 51 25
                                    

- Iwa-chan! - krzyknął rozgrywający Seijoh i wystawił piłkę do swojego przyjaciela.

Hajime podbiegł do siatki, po czym wyskoczył i ją uderzył. Gdy myślał, że już zdobędzie punkt, libero przeciwnej drużyny wybronił piłkę, a ta poleciała do rozgrywającego. Rozegrał piłkę do jednego z graczy, który bez problemu ją zaatakował i tym samym zdobył punkt dla drużyny.

Toru przeklnął cicho pod nosem i zaczął mordować chłopaka wzrokiem.

Właśnie rozpoczęli drugi dzień obozu. Zaraz po śniadaniu został ustalony harmonogram krótkich meczy między szkołami. Aktualnie Aoba Johsai grało z Shiratorizawą, ale... nie szło im najlepiej...

- No i kolejny punkt z rzędu, Wakatoshi-kun! - do oliwkowowłosego podbiegł głośny środkowy blokujący drużyny. - Jak tak dalej pójdzie, to wygramy z palcem w nosie! - dodał czerwonowłosy i potajemnie pokazał siatkarzom z Seijoh język tak, by jego kapitan, a tym bardziej trener, tego nie zauważyli.

Wkurzony trener, to zły i wymagający trener, a Satori wolał uniknąć wcześniejszego powrotu do domu. Tym bardziej z buta, bo autobusem by go nie zawieźli, a na pociągach się nie znał.

- Opanuj się, Tendo. Jeszcze nie wygraliśmy - odparł Ushijima swoim poważnym tonem.

- Ale chyba jesteśmy blisko, czyż nie~?

Oikawa popatrzył na tablicę wyników. Tutaj akurat miał rację. Shiratorizawa wygrała pierwszy set 25:13, a teraz było już 23:16. Jak tak dalej pójdzie, to dostaną burę nie tylko od trenera, ale i swojej menadżerki Sayuri, która, o dziwo, potrafiła zrobić z ich treningu piekło.

Przeszli przez coś takiego raz i nigdy więcej nie chcieli do tego wracać...

NIGDY!

Szatyn skierował swój wzrok na ławkę, gdzie siedział trener z różowowłosą. Mężczyzna oczywiście siedział ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej, a Kasukabe... no właśnie. Nie wiedziała nawet, co się dzieje na boisku. Od samego początku meczu patrzyła to w podłogę, to na swoje ręce, a gdy ktoś coś do niej powiedział, odpowiadała mu krótko ze sztucznym uśmiechem na twarzy.

Toru spędził z nią dużo czasu (bawił się też w stalkera) i wiedział, kiedy malarka uśmiechała się sztucznie, a kiedy prawdziwie. Reszta drużyny tego nie widziała. Po prostu każdy myślał, że ma gorszy dzień i tyle, albo cały czas myśli o zmarłej tydzień temu Misaki. W końcu były sobie bliskie, a jej śmierć była dla Sayuri ciosem.

Trener Seijoh poprosił o drugą już w tym secie przerwę. Menadżerka na chwilę wybudziła się z transu i zaczęła podawać wodę i ręczniki zawodnikom, którzy zeszli z boiska.

Gdy podeszła do swojego chłopaka, on pociągnął ją za nadgarstek w stronę drzwi. Fioletowooka upuściła po drodze bidon, który zaczął turlać się w stronę zawodników przeciwnej szkoły.

W końcu, gdy się zatrzymali, chłopak oparł swoje ręce po obydwu stronach głowy dziewczyny i popatrzył na nią.

- Co się stało? - spytał od razu.

- Nic... - szepnęła, po czym spuściła głowę.

- Kłamiesz, przecież widzę. Sayu-chan, mówiłem, że mi możesz wszystko powiedzieć - odpowiedział.

Przytulił ją do siebie i pogłaskał po głowie. Co on miał jeszcze zrobić, żeby udowodnić jej, że może mu stuprocentowo ufać? Doskonale wiedział, że coś ukrywa i w sobie to dusi, nie chcąc nikomu tego powiedzieć. Jakby naprawdę nie chciała, by ktoś przejmował się jej sprawami.

- Ja... tęsknię za Misaki... - skłamała.

- Czyli o to chodzi, hm? Wiem, że to boli, ale... - przerwał i popatrzył na nią. - Każdy w końcu umrze, a Hanami... zrobiła to wcześniej... Nie zamartwiaj się tym teraz, bo stracisz całą frajdę z wyjazdu!

✔ Pokaż mi swoje słowa || Oikawa Toru X OC [Do Poprawki] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz