Rozdział 2

63 5 4
                                    



Miałem nadzieję, że ojciec nie żyje, albo chociaż jest ciężko ranny. Ale ten stary piernik ma się dobrze. Niech go wieczny ogień pochłonie! Idę przez korytarz jak burza, burcząc pod nosem na przechodzącą służbę i pomniejszych żołnierzy. Wparowałem do komnaty, a w niej czekała już na mnie Charlotte, moja narzeczona. Ma długie, pofalowane blond włosy, co jest rzadkie u Regończyków z wysokich rodów. Do tego śliczna buzia w kształcie serca, z małymi ale kształtnymi ustami, oczy jasno niebieskie. Była znacznie niższa ode mnie sięgała mi do ramienia, drobna i krucha, ale z dużym biustem i dużą różnicą między talią, a biodrami. Moja szalona Charlotte. Rodzina jej nie doceniała, oddała ją na dwór jako pomniejszą szlachciankę, która miała pełnić funkcje służki królowej, ale ja od razu ją dostrzegłem. Zobaczyłem to w jej oczach, jej prawdziwą naturę i ambicje...

Stała jak bogini, w posągowej pozie. Musiała widzieć w jakim stanie jest Król. Nic z planu się nie udało, dalej jestem tylko księciem... Zawiodłem, spuściłem głowę.

-Mon amour – szepnęła podchodząc do mnie, a ja cicho załkałem.

-Zawiodłem... - jęknąłem, moje łzy kapały na gruby wzorzysty dywan – Zawiodłem ciebie, matkę...

-Mon cher, nikogo nie zawiodłeś – szepnęła podnosząc moją głowę za podbródek, tak abym musiał na nią spojrzeć – Przecież wyeliminowałeś swojego największego przeciwnika w walce o tron, prawda ? - uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem uśmiech – Sebastien nie żyje, więc nic nie zagrozi twojej elekcji. To powód do świętowania.

-Masz rację, chéri – przytaknąłem czując mieszaninę różnych uczuć. Moja ukochana ma racje. Król już jest stary i nie będzie żył wiecznie, a ja jestem jedynym realnym następcą tronu. Jeszcze te parę lat mogę zaczekać. W końcu kiedyś wcielę moje plany w życie.

Moja diablica. Spojrzałem na nią, gdy prowadziła mnie za rękę do naszego łoża. Mam nadzieję, że urodzi mi następców. A ja nie będę zmuszony do poślubienia innej.

Magia to dar, ale również przekleństwo. Magowie rodzą się stosunkowo rzadko, najczęściej losowo. Dzięki czemu nawet w chłopskiej rodzinie może zdarzyć się mag, co podnosi status rodziny. Ale magia raczej nie jest dziedziczona. Magowie rzadko mają dzieci, a jeszcze rzadziej takie, które odziedziczyły magię...Rodzina królewska Regonis jak i rodzina mojej matki, były wyjątkami od tej reguły. W sumie nikt nie wie dlaczego, ale magia w tych dwóch rodach czyli de Moliére i De'Lcruea jest przekazywana w sposób ciągły.

Z zamyślenia wyrwała mnie Charlotte, rzucając mnie na łoże z lubieżnym uśmiechem. Usiadła na mnie, po czym powoli zaczęła rozwiązywać górę swojej błękitnej sukni. Napawałem się tym widokiem. Charlott jest piękna, a do tego mądra i przebiegła, a w łóżku to prawdziwa grzesznica. Nieczęsto po igraszkach z nią chodziłem obolały i podrapany. Ale nigdy nie żałowałem związania się z nią.

Pochyliła się nade mną, nasze usta złączyły się w słodkim i delikatnym pocałunku. Prawą ręką zaczęła rozwiązywać moją białą koszulę, a ja odwiązywałem ostatnie wiązania jej sukni. Podniosła ręce do góry. Zdjąłem suknie przez jej głowę i odrzuciłem w bok. Moim oczami ukazał się bajecznie zdobiony biały gorset połączony z falbaniastymi pantalonami. Oh moje  śliczności. Przywarłem do jej obfitego biustu, czują jak wszelkie troski odchodzą na dalszy plan.




      Leżymy spoceni i zmęczeni. Charlott leży na mojej klatkę piersiowej,  piersi ma pokryte malinkami, a pośladki ma czerwone od klapsów. Lubi się ostro kochać, tak samo jak ja. Moje plecy są rozdrapane przez jej ostre i długie paznokcie. Dolną wargę mam nieco napuchniętą, z małą ranką. Gdy wspólnie osiągnęliśmy spełnienie, Charlott wpiła się w moje usta z taką siłą, że został po tym akcie miłości trwały ślad. Uwielbia przygryzać moje wargi, tak jak ja jej piersi.

Czas RegonisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz