Rozdział 8

56 5 2
                                    



Rozgardiasz panujący wokół rozbudził mnie, ale nie miałem ochoty wstawać. Głowa pobolewała, do tego suchość w gardle i dziwny posmak w ustach. Fee, dlatego nie pijam alkoholu. Tylko raz pod namową Remy'go wypiłem więcej niż powinienem i źle to wspominam. Zacząłem trzeć oczy, gdy nagle ktoś trącił mnie w nogę.

-Pobudka, wstawaj, obóz już się zwija – słyszę nad sobą głos, mojego ojca chrzestnego. Podniosłem zaspane oczy.

-Dobra, dobra. Tylko pójdę się wykąpać – ziewam, zasłaniając usta prawą ręką.

-Oczywiście, zaraz po kąpieli jaśnie pana, będzie podane śniadanie... - zakpił ze mnie Darius. A ja jeszcze nie w pełni rozbudzony, zamrugałem parokrotnie oczami. Chwileczkę, wuj lubi czarny humor, ale chyba nie żartował w kwestii umycia się i śniadania.

-Co tak wytrzeszczasz oczy?! - ściągnął brwi – Chyba nie myślałeś, że będziesz się teraz szorował przez godzinę?! To trakt, a nie Smocza Skała, czy królewski zamek. Ludzie w drodze myją się tylko w zajazdach lub jeśli pogoda dopisuje to w rzece. Zapomnij o kąpieli i wstawaj! - ponaglił mnie wuj.

Jestem tą wiadomością osłupiony, ale wstałem, nieco ociężale z pomocą wuja. Brzuch nieco mniej ciągnął, ale nadal bolał.

-Tylko się... - znów ziewam.

-Nie przebieraj się – przerywa wuj, zakładając mi naszyjnik z kameą przedstawiającego feniksa. Sam nakładałem na niego czar maskujący, który tworzył iluzję mojego nowego wyglądu. Kompletnie o nim zapomniałem – Idź pod drzewo, śniadanie zjesz w drodze – ciągnie – Aaaa, wysłałem wiadomości sam wiesz komu – dodaje cicho, nachylając się – Co tak sterczysz jak kamień? Idź! - popcha mnie w stronę wyjścia ze stodoły.

Wuj zaczął zwijać posłanie wraz z obsługą. A więc wstałem jako ostatni. Nadal czując nieprzyjemne skutki wczorajszego picia, udałem się przez obóz. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, co było nowością. Czując pełny pęcherz, udałem się za ruiny pałacu w celu „strzelenia z miecza" jak to mawiał Remy. Schowałem się za sporym dębem, następnie oddałem się czynności, która niespodziewanie przyniosła mi ogromną ulgę. Kurcze wczoraj naprawdę sporą się opiłem tych leczniczych wywarów no i bimbru z mandragory...

-Niech to szlag... - usłyszałem nieco dalej od siebie. Rozpoznałem ten głos, należał do Remy'go. Zawiązałem spodnie i poszedłem w stronę kuzyna. Po drodze zerwałem kilka liści, domyślając się w jakich opałach jest mój kuzyn. Wyszedłem za dzikiego maliniaka i tam zastałem kuzyna przy wiadomej czynności.

-To krzakowisko jest zajęte – wystękał Remy – Jeśli ci węch miły, poszukaj innego...

-Po co piłeś, skoro miałeś wcześniej sraczkę? - pytam podając mu drobne liście i kwiaty.

Kuzyn spoglądał na mnie, marszcząc czoło, chyba nawet na moment zapomniał o swoich rozregulowanych jelitach. A po chwili dostrzegam zrozumienie na jego twarzy.

-Aaaaa to ty – wystękuje wolno, odbierając rośliny ode mnie.

Nieco się odsuwam, aby dać nieco przestrzeni kuzynowi, a samemu nie wdychać oparów unoszących się nad kuzynem. Patrze przed siebie.

-Merde! Jak mnie dupa boli, jak wtedy gdy...

-Błagam nie kończąc... - wzdycham obserwując las. Kuzynowi było obojętne czy spał z kobietą, czy mężczyzną. Dla Remy'go liczyła się tylko zabawa...

-Ale podciejkę to przednią mi dałeś bracie – słyszę z boku – Przebiśniegi i śnieżyce wiosenne, będę mieć wonnościami marcowymi pachnący tyłek...

Czas RegonisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz