Rozdział 15

29 4 13
                                    



Po wyjściu kasztanka w saunie panowała napięta atmosfera. W myślach właśnie dusiłem Króla na dwa różne sposoby. Okropny ojciec, nie zasługujący na miłość swoich dzieci. Z trudem powstrzymywałem się od zaatakowania go. Bastien wygrał pojedynek, co nie znaczy że w ogóle powinno do niego dojść. Jak on mógł go tak publicznie upokarzać? On Król i ojciec? Cieszy mnie to, że Węgielek pokazał na co go stać, ale nie podoba mi się do czego to wszystko zmierza. Bastek nie powinien rzucać się tak w oczy, przyciągnie niepotrzebne zainteresowanie lub co gorsza wrogów.

Pozostała jeszcze kwestia jego stanu zdrowia, takie nadwyrężanie się nie jest wskazane, to może nasilić paraliż lub ataki padaczki. Nie chce, aby cierpiał, chce dla niego jak najlepiej...

- Nie zasługujesz na dar bycia rodzicem – powiedziałem na głos swoje myśli. Layla zawierciła się obok mnie, kręcąc głową. Nie obchodzi mnie jej zdanie. Cholerna córka Loryan'a, muszę ją mieć na oku.

- Mówi to bezpłodny, zabójca – prychnął Król – Też mi przytyk...

- A ja chciałem się tylko wygrzać w saunie... – mruknął Darius wpatrując się mozaikę. Zachowuje się podobnie do Remy'go, kiedy nie chce uczestniczyć w rozmowie, ucieka w swój świat, szukając obiektu na którym mógłby skupić swój wzrok i myśli.

- Elizee służyłem sześćdziesiąt pięć lat! - podniosłem się – To ja cię przewijałem i karmiłem, kiedy ona nie mogła! - nie wytrzymałem musiałem to wyrzucić z siebie, zbyt długo czułem złość i zawód – To ja cię uczyłem jazdy konnej, fechtunku, pomagałem ci w nauce. A ty mi się tak odpłacasz?!

Król był nie wzruszony moimi słowami. Patrzył na mnie tymi swoimi czarnymi oczami i słuchał mnie z zaskakującym spokojem. Nie tego się spodziewałem. Chciałem walki czy to prawdziwej czy słownej.

- Kraj jest ci dłużnikiem za twą posługę – powiedział ze spokojnie z lekko drwiącą nutą w głosie. Gdzie jest osoba, którą wychowywałem? Czy ten potwór go zjadł? Czy nadal tam jest pod skorupę tego... Tego kim teraz jest?

- Nie tak cię wychowałem, nie tego uczyłem... – zacząłem kręcić głową – Nie widzę w tobie tamtego dziecka...

- Dzieci dorastają – odparł sucho – Jestem Królem, nie chłopcem ćwiczącym tępym mieczem... To dużo zmienia...

Nadal jest taki beznamiętny, jakby ta rozmowa nie robiła na nim większego wrażenia. Może pojedynek go tak zmęczył? A może po prostu ma mnie za nic? Dziecięcy zachwyt i szacunek dla Mistrza znikł? Odszedł w niepamięć, jak nie zapisane słowa?

Zmieniłem taktykę, jeśli chce udawać nie wzruszonego, proszę bardzo. Uderzę tam gdzie Francis'a najbardziej zaboli.

- Renee nie wybaczyłaby ci tego, jak traktujesz wasze dziecko...

Król wstał. Maska opanowania i obojętności pękła. Renee kochała go, tak samo jak on ją. Na zabój, chorą uzależniającą miłością...

- Jak śmiesz! - ryknął, stał naprzeciw mnie. Byłem odrobinę wyższy od króla, ale jego barki były szersze od moich. Ale to ja mimo wieku liczonych w stuleciach byłem w lepszej kondycji. Francis odpuścił sobie regularne ćwiczenia, ma nawet lekki brzuch ,na którym widnieje świeża blizna po nieudanym zamachu.

Uśmiechnąłem się szpetnie. Już wygrałem.

- Gdyby naprawdę ci ufała. Nie powierzyła by mi Bastien'a do pełnej opieki. - napawałem się tymi słowami. Król zaczynał wyglądać jak rozszalały odyniec, płatki jego nosa rozwierały się z każdym głębokim oddechem - Tak, na wypadek swojej śmierci zostawiła mi wszelkie pełnomocnictwa uprawniające mnie do przejęcia pełnej opieki nad twoim synem. Bo wiedziała, że po jej śmierci go zostawisz samego sobie!

Czas RegonisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz