Rozdział 24

16 3 0
                                    



Minęła doba od znalezienia Bastien'a. Pierwsza doba od pierwszego starcia z nowym wrogiem. Pierwsza doba od... Hmmm dużo tego. Tak sobie myślę.

Siedzę sam w sali pogrążonej w półmroku. Oświetlonej niewielkimi lampionami wypełnionymi kryształami. Sala pokryta jest zielonym mchem ze ścian lekko skrapla się lecznicza woda. W sali, a raczej w leśnej grocie w specjalnych sadzawkach leżą trzy osoby. Mój pierworodny Pierre, Bastien Delfin i Smocza Wyrocznia zarazem i Auberouge. Stan elfa dość szybko został ustabilizowany, ale dla bezpieczeństwa jest utrzymywany we śnie. Konsyliarz wroga podał mu antidotum, ale pełne odzyskanie sił przez dość wiekowego już elfa-mieszańca trochę potrwa. Ale nim nie martwię się aż tak. Złego diabli nie biorą, jak to mówią... Ale moi synowie to zupełnie inna bajka.

Zaciskam w poczuciu bezsilności pięści. Problemy w rodzinie i strach o życie własnych dzieci to jedno. Ale to problemy państwa nie dają mi spać. Wiem, że synowie jakoś z tego wyjdą. Ale co będzie po ich wyzdrowieniu? Głowię się nad tym od dłuższego czasu. Porwanie Bastien'a pokazało naszą słabość. Pokazało, rozłam w naszej rodzinie. Szczury już węszą. Do tego Pierre... Zaciskam szczękę i mam ambiwalentne uczucia. Jako ojciec oczywiście się o niego martwię i nie życzę mu niczego złego, ale... I tu się pojawiają te złe, trujące mój umysł myśli. Co on tam robił? Dlaczego się tam znalazł, akurat w tym momencie? Współpracował z nimi... Więc powinien im pomagać... Walczył z bratem czy może stanął po jego stronie? Bransolety i zamknięty chowaniec wnioskował, że był tam przetrzymywany wbrew własnej woli. Ale jaka jest prawda? Czy mogę zaufać osobie pokroju Pierre? Czekając na wybudzenie chorych. Przeczytałem do końca pamiętnik Bastien'a. Jest przeszyty emocjami, nieskładny, po prostu dziwny. Do tego te opisy sytuacji z bratem. To one napawają mnie największym lękiem. Czymkolwiek one są, nikt spoza rodziny nie może się o nich dowiedzieć. Wyciek takich informacji tylko pogłębi kryzys tronowy, który już dłuższego czasu wisi w powietrzu.

Kryzys tronowy. Tak nazwał to mój ojciec. Pod tym hasłem kryje się dużo, dużo gówna. Gówna, które zbierało się pod przysłowiowym tronem od dłuższego czasu. A na tym tronie, przypominającym obecnie wychodek ma zasiąść Bastien. Nie bez powodu odwlekałem oficjalną elekcje następcy. Nie chciałem, aby moje dzieci musiały mierzyć się z tymi wszystkimi problemami. A jest ich trochę i dotyczą głównie starych razów z wojny z Dellaqua, związku mego ojca ze Smoczą Wyrocznią, a co za tym idzie moim prawdziwym pochodzeniem. I tu wychodek zaczął się przepełniać. Problem nie był by nie do opanowania, gdyby nie dwie rzeczy, a raczej osoby: Pierre i Bastien.

Pierre: średni mag z urodzenia, a po wypadku praktycznie zero, do tego mający sobie za nic tradycje, na wskroś bezczelny, obnoszący się ze swoim stanem urodzenia w sposób niedopuszczalny dla Regońskiego księcia. Fircyk, pawik tak mawiają o nim starsi magowie. Jego podejście do obyczajów i polityki jest rażąco inne od przyjętych norm i to go zgubiło jako Delfina. Rada Królewska, a przed wszystkim magowie nie uznają kogoś takiego za swojego króla. Kogo Smocza Skała nie uzna, ten nie ma szans na zostanie Królem Regonis. I to tyle w temacie.

Bastien: ohh tu mam poważne wątpliwość. Kiedyś myślałem o nim jako istocie stworzonej z cnót Regonis. Spokojny, przykładny, pilny w nauce, wyśmienity mag od samego początku. Nieco dziecinny, ale w uroczy sposób. Cichy, posłuszny synek. O niezachwianej wierze w naszą kulturę i tradycje...

W tym momencie w moim brzuchu czuję przewrót. A przed oczami mam wypełniający się basen gówna rosnący pod mym tronem.

Spokojny...

Cichy...

Może jeszcze opanowany?!

Baa i kochający tradycje?!

Czas RegonisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz