Dzisiaj środa więc jedziemy do szpitala na kontrolę. Wczoraj pozwiedzaliśmy trochę miasto. Blake oczywiście musiał zjechać ze zjeżdżalni na każdym placu zabaw. Dosłownie każdym. Byłam wykończona więc od razu położyłam się do łóżka. Mój syn niestety miał wtedy inne plany i przybiegł do mnie żebym się z nim pobawiła.
Na śniadanie zrobiłam mój specjał, czyli ta jak już wspominałam naleśniki. Młody je uwielbia i nawet nie wiem czemu. Moja mama robiła o niebo lepsze. Maluch nie może ich spróbować, bo wtedy jeszcze przestaną mu moje smakować, a tego bym nie chciała. Póki jest coś czym mogę go przekupić jest dobrze.
- Cześć babciu. - uśmiechnęłam się do kobiety.
- Hej słoneczko ty moje. - uściskała mnie - Tak sobie myślę...
- Coś się stało? - zapytałam.
- Nie, nie... Nic się nie stało kochanie.
- To o co chodzi? - spytałam.
- Tak sobie myślałam. - zaczęła mówić - Ja już jestem stara i nie chce mi się przyjeżdżać do Los Angeles. Nie mam na to już siły po prostu. - westchnęła.
- Mhm... Do czego zmierzasz babciu?
- Myślałam, żeby może w tym roku święta zrobić tutaj. - posłała mi uśmiech.
- Ale babciu... - zachichotałam - Mamy koniec kwietnia. Do grudnia jeszcze dużo czasu.
- Sugerujesz, że mogę umrzeć do tego czasu? - zapytała podejrzliwie.
- Nie! - zaprzeczyłam - Broń Boże. Chodziło mi bardziej o to, że do świąt jeszcze bardzo dużo czasu.
- No wiem, ale moglibyśmy spędzić te święta jak dawniej. - rozmarzyła się.
- To znaczy? - uniosłam jedną brew.
- No to znaczy tak samo. W sensie z tymi samymi ludźmi.
- Nie będzie tak samo, bo... - przerwała mi.
- Tak wiem, że dziadkowie oraz babcia Morgan nie żyją, ale można chociaż po części odbudować ten klimat.
- Czyli kto miałby być? - spojrzałam na nią pytająco.
Chyba wiedziałam ale gdzieś w głębi serca chciałam się mylić. Może jednak nie w głębi serca, a w głębi rozumu. Serce mówiło, że jednak chcę to usłyszeć. Mózg natomiast stanowczo odmawiał.
I kogo ja mam słuchać?
- No ja, ty z Matthew jak chcesz, Peter z Rebecą, twoi rodzice... - wymieniała - Kate z nowym mężem i dzieciakami. - i tego się obawiałam.
- Umm nie wiem czy to dobry pomysł. - podrapałam się po karku.
- Oh kochanie... Minęły już 4 lata. Słoneczko masz Matta więc nie powinno być źle. No proszę cię, zrób przyjemność babci na stare lata i zgódź się. - poprosiła.
- Ehh... No dobrze. - westchnęłam - Pogadam z resztą. Powinni się zgodzić. - posłałam jej uśmiech.
- Dziękuję złotko. - objęła mnie.
- Proszę bardzo. - odwzajemniłam uścisk.
Chwilę z nią jeszcze pogadałam na przyjemniejsze tematy. Jak to ona musiała poplotkować o swoich kochanych sąsiadkach. "A ta z pod numeru 9 to sobie kota kupiła" lub "Ta z 10 to kupiła nowy telewizor" albo "Ta młoda dziewczyna z 6 to co rusz nowego chłopaka ze sobą przynosi" i wiele innych. Co tam jeszcze było? A no tak "Pan z 5 jest przystojny i do wzięcia, ale nie wiem czy brać się za niego". Czasem zastanawiam się czy ta kobieta ma 19 czy 70 lat. Podziwiam ją za te chęci do życia.
Ciekawe jaka ja będę w jej wieku. Też będę taka zajebista?
Zestarzeję się u boku Matta?
A może kogoś innego?
Życie to jedna wielka zagadka, którą próbujemy wszyscy rozwiązać. Przez to bywa ciekawie.
Ubieram chłopczyka i szykuję ogólnie do wyjścia. Zawozi nas Peter, a Matthew ma dojechać później, bo obecnie jest na siłowni. Stwierdził, że nie może zaniedbać kondycji. Powiedział, że jak przytyje i nie będzie wysportowany to przestane go kochać.
Idiota...
- Peter chodź już! - zawołałam brata.
- No już idę. - marudził - Wrócimy na obiad babciu. Papa.
- Cześć. - pożegnałam się z kobietą i wyszliśmy.
Brunet wsadził dziecko do fotelika i zapiął mu pasy. Ja usiadłam na miejscu pasażera, a mój braciszek za kierownicą.
- A dzie wujek Matt? - zapytał.
- Wujek przyjedzie później. - odpowiedziałam mu.
- A jak wlócimy do babci to będę mógl obejzeć bajkę? - spytał niepewnie.
- Jak będziesz grzeczny to po obiedzie pooglądamy bajeczki. - posłałam mu uśmiech.
- Jeej! - zauważyłam w lusterku jak się rozpromienił.
To dziecko mimo tego, że bywa nieznośne, jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. To mój malutki skarb, którego za żadne pieniądze nikomu nie oddam. Moje oczko w głowie za które bym się zabiła gdybym musiała. Mój sens życia. To dla niego codziennie rano się budzę i dla niego się uśmiecham.
Nim się zorientowałam byliśmy już pod budynkiem szpitala. Wysiadłam z samochodu i podeszłam da tylnych drzwi. Wypięłam chłopczyka z fotelika i postawiłam na ziemi, po czym złapałam za jego zdrową, małą rączkę.
Weszliśmy do środka i rozejrzeliśmy się chwilę, po czym podeszłam do recepcji. Załatwiłam co miałam załatwić i kierowaliśmy się wszyscy w stronę windy. Wsiedliśmy do niej i pojechaliśmy na drugie piętro. Tam w sali 209 będziemy przyjęci. Przed nami stały jeszcze jakieś osoby więc grzecznie usiedliśmy na krzesełkach w korytarzy i czekaliśmy na naszą kolej.
Chwilę przed tym jak pan doktor zawołał nas, do sali obok został przyjęty pacjent. Nie za bardzo widziałam jak wygląda. Zauważyłam jedynie kruczoczarne włosy. Wszyscy w okół niego strasznie panikowali, więc zakładam że nie był w najlepszym stanie. Ratownicy też nie wyglądali na zachwyconych jego obecnym stanem. Mam nadzieję że z tego wyjdzie. Może to głupie, bo nie znam tego człowieka. Nawet nie wiem jak wygląda, ale coś czuję, że ma kochającą rodzinę dla której może żyć.
Widziałam jak na salę biegła jakaś młoda dziewczyna. Być może jego narzeczona. Zakładam więc, że coś dla kogoś jednak znaczy.
- I jak rączka? - moje przemyślenia przerwał lekarz - Boli cię bardzo?
- Nje. W ogóle. - odparł dumnie chłopczyk, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Serio? - zdziwił się mężczyzna - Ani trochę?
- Nje. - powtórzył - Nio mozie trosieczkę. - przyznał zawstydzony.
- Kochanie, nie ma czego się wstydzić. - odezwałam się - Pan doktor chce ci pomóc, więc trzeba mu powiedzieć prawdę. - uśmiechnęłam się.
- Mamusia ma rację. - poczochrał go po włosach - A więc gdzie cie boli dokładnie?
Chłopczyk pokazał miejsce, a mężczyzna zamilkł na chwilę. Podrapał się po głowie i chyba nad czymś się zastanawiał.
- Tak jak się spodziewałem... - odezwał się w końcu - Nadgarstek. Nic dziwnego w sumie, skoro jest zwichnięty. - zaśmiał się życzliwie.
Facet dalej badał mojego szkraba, a moje myśli wciąż zaprzątał owy mężczyzna.
Czemu ja się tak bardzo przejmuję osobą której nawet nie znam?

CZYTASZ
love me again
Teen FictionStart - 30/04/19 Koniec - ??? pierwsza część "I Hate You My Love" dostępna na moim profilu Podczas pamiętnego wyjazdu do San Diego, Jane zaszła w ciąże. Christian natomist wyprowadził się z matką na drugi koniec kraju. Chłopak próbował utrzymywa...