- Emma zaraz muszę wychodzić! - krzyknęłam do niej stojąc przed lustrem.
Poprawiałam swoją grafitową spódnicę i upewniałam się, że wyglądam wystarczająco dobrze. W końcu trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie na swoim szefie. Uśmiechnęłam się do siebie i poprawiłam swojego koka.
- Wyglądasz jak milion dolców! - skomentowała moja współlokatorka.
- To dobrze. - upewniłam się jeszcze, że kołnierzyk od mojej białej koszuli dobrze leży - Dobra to idę. Pilnuj młodego.
- Trzymam kciuki. - pocałowała mnie w policzek na pożegnanie i wróciła do kuchni.
Wyszłam z domu i skierowałam się od razu do swojego samochodu. Poprawiłam lusterko i sprawdziłam czy makijaż mi się na pewno nie rozmył czy coś takiego. Gdy stwierdziłam, że jest dobrze, ruszyłam sprzed mieszkania.
Bezpiecznie dojechałam pod duży budynek firmy. Otworzyłam szerzej buzie będąc pod wrażeniem. Wyszłam z pojazdu i upewniłam się, że go zamknęłam. Skierowałam się w stronę drzwi nad którymi był spory napis HowardCorporation. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Schowałam kluczyki od samochodu do swojej torebki, po czym podeszłam do biurka, za którym siedziała na oko 40 latka. Posłałam jej ciepły i niepewny uśmiech, który ona odwzajemniła.
- W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Ja w sprawię pracy. - powiedziałam cicho.
- Pani Stella Powell już przyszła, więc pani to pewnie Jane Carter. Zgadza się?
- Tak. - odpowiedziałam.
- Proszę udać się na 5 piętro i poczekać przed drzwiami z numerem 518. - wytłumaczyła.
Odparłam tylko ciche "dziękuję" i ruszyłam do windy. Drzwi już się zamykały gdy w ostatniej chwili wszedł do nich jakiś chłopak. Na oko był tak w moim wieku. Maksymalnie dwa lata starszy. Blondyn spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwolił mu na to dzwoniący telefon. Wcisnęłam przycisk z numerem 5 i drzwi w końcu się zamknęły, a my ruszyliśmy.
- A co z tą Stellą? - mówił do swojego rozmówcy.
- Ale dlaczego nie może? To co z nią w końcu? Moją asystentką? To kto będzie twoją? Aa no dobra, to trzymam kciuki stary. - tak zakończył swoją rozmowę.
- Nie widziałem pani tutaj nigdy wcześniej. Jest pani nowa? - zapytał mnie, a ja przytaknęłam - W takim razie życzę powodzenia.
- Dziękuję. - odparłam nieśmiało.
Wysiadłam na odpowiednim piętrze, mężczyzna zrobił to samo i szedł za mną. Zatrzymałam się przed drzwiami z numerem 518, natomiast blondyn wszedł do pomieszczenia obok. Zanim zniknął za szarą powłoką, posłał mi jeszcze jedno spojrzenie i pokazał kciuka w górę. To bardzo miłe z jego strony zważając na fakt, że nawet się nie znamy. Od razu poczułam się bardziej pewna siebie. W końcu nie może być tak, źle. Praca asystentki chyba nie jest jakoś szczególnie trudna. Boje się tylko o to kim będzie mój szef. Nie chce trafić na jakiegoś starego zrzędę, albo jakiegoś napaleńca. Swoją drogą, będę musiała pomyśleć nad opiekunką dla Blake'a, bo przecież Emma też pracuje, a do tego jest w ciąży więc nie mogę jej przemęczać. Co do ciąży, to muszę niedługo odwiedzić mojego brata i Rebecę, w końcu mała Katherine już niedługo ma przyjść na ten świat. No może nie tak niedługo bo to 6 miesiąc ale jestem pewna, że ten czas zleci potwornie szybko.
- Jane Carter, zapraszam. - usłyszałam męski lekko zachrypnięty głos.
Poprawiłam jeszcze szybko swój strój i weszłam do pomieszczenia. Rozejrzałam się dookoła. Na białych ścianach wisiały najróżniejsze obrazy, wyglądały jak namalowane przez małe dziecko, nigdy nie zrozumiem sztuki nowoczesnej. Po lewej stronie było coś na wzór blatu kuchennego i jakieś szafki. Znajdował się tam ekspres do kawy, jakieś filiżanki i inne naczynia. Na ścianie równoległej do wejścia znajdowało się okno, a tak właściwie to była jednym wielkim oknem. Po prostu była cała przeszklona. Kawałek od owej ściany znajdowało się szare biurko, stojące na czarnych panelach. Na tego samego koloru skórzanym krześle siedział ciemnowłosy mężczyzna, który obecnie był odwrócony do mnie tyłem. Wzięłam ostatni głęboki wdech i odezwałam się.
- Dzień dobry.
- Witam. - odpowiedział i odchrząknął.
Chwila, chwila. Ja znam ten głos i to nawet bardzo dobrze.
- Christian? - powiedziałam cicho ze zdziwienia - Ale jak?
- Jane, normalnie. - wstał i ruszył w moją stronę.
- Nie rozumiem. - pocałował mnie w policzek na przywitanie - Jak to się stało?
- Możemy o tym nie mówić w tej chwili? - zapytał, a ja niepewnie skinęłam głową - Przyjdziesz dzisiaj do mnie? To porozmawiamy.
Powtórzyła poprzedni gest i zaczęłam niepewnie bawić się swoimi palcami. Szatyn widząc to zaśmiał się ciepło i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- No co? - bąknęłam - Teraz jesteś moim szefem. Mam prawo się stresować.
- Szefem powiadasz. - zamyślił się - Czyli mogę kazać ci robić różne rzeczy.
- Williams. - zagroziłam palcem - Nie zaczynaj tej swojej gierki.
- No dobrze, już dobrze. - prychnął - Lubię jak się złościsz, wyglądasz wtedy zabawnie.
- Nie prawda. - tupnęłam nogą jak małe dziecko.
- Właśnie o tym mówię. - skwitował i zaczął się śmiać.
- Czy moja praca będzie polegała na złoszczeniu się i rozbawianiu cię? - uniosłam prowokująco brew.
- Po części tak. - uśmiechnął się pod nosem - A teraz możesz mi zrobić kawę jeśli tak bardzo chcesz już zacząć.
Wywróciłam oczami na jego słowa i nie skomentowałam tego. Po prostu ruszyłam w stronę ekspresu, aby zaparzyć mu tą głupią kawę. Gdy przechodziłam już do słodzenia napoju, poczułam na swoich biodrach czyjeś dłonie. Nie trudno było się domyśleć do kogo one należały. Odwróciłam się więc w stronę szatyna, tak, że teraz jego ręce znajdowały się na blacie z obu moich stron. W jego oczach zauważyłam pewien blask, blask którego tak dawno nie widziałam i za którym tak potwornie tęskniłam. Muszę to przerwać teraz, bo inaczej możemy zajść za daleko.
- Kawa jest już gotowa. - powiedziałam cicho.
- Pieprzyć kawę...
~~~~
Powracam chyba :0
Jak udał mi się rozdział po takiej przerwie?
CZYTASZ
love me again
Teen FictionStart - 30/04/19 Koniec - ??? pierwsza część "I Hate You My Love" dostępna na moim profilu Podczas pamiętnego wyjazdu do San Diego, Jane zaszła w ciąże. Christian natomist wyprowadził się z matką na drugi koniec kraju. Chłopak próbował utrzymywa...