Rozdział 13

9.5K 339 125
                                        

Westchnęłam przeciągle i po raz kolejny sprawdziłam godzinę w telefonie. Christian za chwilę tu będzie. Czekam na niego przed wejściem do tego głupiego zoo. Szczerze mówiąc to zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ich pierwsze spotkanie. Zacznijmy od tego, że Blake miał mieć co najmniej około 10 lat, a ja być w stałym związku. Znaczy nie tyle co być w związku co mieć męża. No rozumiecie, wrr... Po prostu boję się, że Williams może ponownie namieszać w moim życiu. Znam go przecież bardzo dobrze i wiem, że jak coś sobie ubzdura to dopnie swego, a nie mam zielonego pojęcia co siedzi mu w tej główce teraz.

- Cześć. - usłyszałam i gwałtownie odwróciłam się w stronę źródła dźwięku.

- Um... Hej Chris. - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Ceść tato! - palnął chłopczyk.

Blake od razu puścił moją rękę i pobiegł w stronę mężczyzny. To dziecko zawsze było bardzo kontaktowe...

- Mam coś dla was. - spojrzał najpierw na mnie, a później na swojego syna - To dla ciebie.

Podał mu dużego, pluszowego misia. To było strasznie urocze z jego strony, naprawdę. Ale chwila, mówił 'dla was'. To co? Dla mnie też coś ma? Czy miś jest wspólny. Moje wątpliwości zostały rozwiane w momencie w którym szatyn podszedł do mnie z białym misiem.

- A to dla mojej księżniczki. - szepnął.

Chciałam pisnąć jak głupia nastolatka i zawiesić mu się na szyję, ale to by nie przeszło. Jeszcze zrobiłby sobie jakąś nadzieje czy coś, a ja jestem szczęśliwa w moim związku i nie mam zamiaru go na razie kończyć.

- Nie jestem twoja. - mruknęłam - Ale miś jest śliczny. Dziękuję. - dodałam i się uśmiechnęłam.

Przepraszam bardzo ale nie chciałam wyjść na taką sukę. Pluszak serio jest cudowny.

- Jeśt siupel! - krzyknął chłopczyk - Dzienkuje!

- Nie ma za co. - zaśmiał się - To co? Wchodzimy do tego zoo czy nie?

- Tiaak!

Pokręciłam tylko rozbawiona głową i udaliśmy się do kasy. Jak wcześniej obawiałam się tego dnia to teraz mam wrażenie, że będzie przyjemną odskocznią od tej mojej całej kłótni z Mattem. Podeszliśmy do budki z biletami więc wyciągnęłam portfel z torebki.

- Stój. - zatrzymał mnie szatyn - Nie było mnie z synem przez cały czas, więc ja zapłacę chociaż za głupie zoo.

- Ale...

- Nie ma żadnego 'ale'. Ja płacę i koniec tematu.

Podniosłam ręce w geście kapitulacji i czekałam, aż w końcu dokona transakcji i wróci z biletami. Nie lubię gdy ktoś za mnie płaci, a on dobrze o tym wie. Czy on serio chce mnie zirytować już na pierwszym spotkaniu z naszym synem??

- Gotowe, idziemy.

- Jeeej! - krzyknął uradowany chłopczyk.

Postanowiłam iść trochę bardziej z tyłu. Stwierdziłam, że Blake'owi dobrze zrobi towarzystwo Chrisa. Szłam za nimi i przyglądałam się jak tatuś pokazywał swojemu synkowi zwierzęta, jak kucał obok niego i opowiadał coś. To o małpach, to o słoniach, a jeszcze kiedy indziej o lwach i rekinach. Młody był tak pochłonięty jego słowami, a na twarzy miał ogromny uśmiech. Brakowało mu ojca, to widać. Szkoda mi go, bo w końcu za tydzień musimy już wracać do Los Angeles. Chłopczyk pewnie będzie za nim bardzo tęsknił. Najważniejsze jest jednak to co jest tu i teraz, więc chcę aby mój syn spędził z Williamsem jak najwięcej czasu przed naszym wyjazdem. Poza tym wiem, że Chris będzie go odwiedzał. Może nie każdego tygodnia, bo nikt nie ma czasu na to aby na dosłownie trzy dni jechać na drugi koniec kraju, ale może co dwa tygodnie albo chociaż raz w miesiącu. Poza tym nie widzę też przeszkód w tym aby Blake odwiedzał go tutaj. Znaczy pewnie Matt będzie widział jakieś przeszkody, więc jeżeli nie pogodzi się z tym to będę musiała sobie znaleźć chłopaka, który to zaakceptuje.

Ale wystarczy już tych 'życiowych' przemyśleń. Jestem jeszcze młoda i mam przed sobą całe życie. Wszystko się jeszcze może wydarzyć. W momencie gdy chłopcy oglądali małpy wyglądali tak uroczo, że aż musiałam zrobić im zdjęcie. Mały Blake był na rękach u szatyna i ze szczęściem wypisanym na twarzy patrzył na zwierzaki. Christian natomiast na jednej ręce trzymał synka, a drugą ręką wskazywał na którąś małpkę i mówił mu coś o niej. Bez wahania weszłam w ustawienie i ustawiłam sobie to zdjęcie na tapetę. Dobrze, bo i tak stara tapeta mi się już znudziła. Przedstawiała mnie, Blake'a i Matta przy bałwanie, którego ulepiliśmy zimą.

- Mamooo... - usłyszałam.

- Tak kochanie? - kucnęłam naprzeciwko swojego synka.

- Tata powiedzial, ze jak się zgodziś to kupji mi watę ciuklową. Mogęęę? Ploose. - poprosił, a ja nie miałam serca mu odmówić.

- Możesz słoneczko. - posłałam uśmiech najpierw jemu, a później Chrisowi.

Uradowany chłopiec przytulił mnie szybko, po czym pobiegł do tatusia.

- Źgodzila sie! - krzyknął.

On tak uroczo sepleni, że się rozpływam.

- Super! To chodź. - wziął go za rączkę - Jane ty też chodź, bo tak sama z tyłu chodzisz.

- Chciałam wam dać chwilę dla was samych. - zawstydziłam się.

- Chwila minęła. Chodź do nas. Niech rodzina będzie kompletna. - posłał mi szczery uśmiech.

Powinnam mu teraz wypomnieć, że mam chłopaka, a on nie powinien mówić o mnie i o nim jak o rodzinie ale tego nie zrobię. Czuję się z nim jak z częścią rodziny. Jakąś częścią moje złamanego serduszka dalej go kocham...

- Już idę. - zachichotałam - A mi też kupisz watę cukrową? - zrobiłam słodkie oczka.

- Jasne. - zaśmiał się.

- Mamusiu, bo bendzieś gluba. - zachichotał chłopczyk.

- Więcej ciałka do kochania. - wtrącił szatyn.

~~~~

Macie twittera?

Bo jak tak to zapraszam na @zuza_svnku_wttp :))

love me againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz