- Taka szansa ... - mówił do siebie mężczyzna, stojący do mnie tyłem. - Jak mogłaś zmarnować taką okazję?!
Spuściłam wzrok, czując jak krzyk mężczyzny wrzyna mi się w czaszkę.
- Z całym szacunkiem oficerze, ale...
- Milcz - przerwał mi żołnierz, zanim zdążyłam wypowiedzieć coś sensownego. - Ten cholerny agent mógł być dla nas najcenniejszą zdobyczą od czasów Zimnej Wojny. A ty... - tu zaśmiał się z pogardą. - A wy go zabiliście.
Uderzyło mnie, jak mocno zaakcentował słowo "wy". Mimowolnie pomyślałam o pilocie. Alexei pewnie stawał teraz na własnej komisji dyscyplinarnej za niesubordynację i brał pełną odpowiedzialność za niepowodzenie, jak to obiecywał przez cały lot.
A nie powinien. Bez względu na okoliczności, całość konsekwencji za misję spoczywała na mnie. Za długo już przebywałam w tym wszystkim, by choć łudzić się, że będzie inaczej. Choć właściwie, świadomość tego, że szatyn nie poniesie kary za część tego, co się wydarzyło, dziwnie mnie uspokajała.
Na myśl o tym, że właściwie zawdzięczałam mu fakt, że moje cztery litery wróciły do bazy w jednym kawałku, czułam gorzki smak w ustach, połączony z jeszcze innym uczuciem. Niekoniecznie przyjemnym.
- Gdybyście mnie, towarzyszu, puścili z pełnym rozeznaniem, nie byłoby tego całego cyrku. Spodziewałam się nie wyszkolonego pachołka z dwoma agentami w obstawie, a nie wyszkolonego łucznika, który stworzył misję pułapkę - stwierdziłam, wiedząc, że nie powinnam była tego mówić.
Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Zrobił dwa kroki do przodu, by odległość nas dzieląca nie przekraczała czterdziestu centymetrów, po czym uderzył mnie w twarz z otwartej dłoni. Lekko otumaniona siłą uderzenia, zachwiałam się i odwróciłam głowę.
- Jeszcze jeden taki wyskok i każę cię wysmagać batem - wycedził przez zęby mężczyzna. Kątem oka widziałam pulsującą na jego czole żyłę. Był wściekły. Pewnie nawet bardziej niż ja.
W końcu nachylił się i spojrzał mi w oczy.
- Czarna Wdowa, którą musi ratować chłoptaś... Też mi żart. Żaden z ciebie szpieg ani żołnierz. Zwykły pupilek Somodorova - powiedział, uśmiechając się sarkastycznie - Wystarczył jeden agent, lepiej wyszkolony od innych amerykańskich śmieci i ciebie nie ma. Żałosne. - Ze złości aż zagryzł zęby. - Po to tyle lat trenowałaś, by umieć radzić sobie z każdymi okolicznościami. Mówisz, że wiedział więcej od ciebie i cię przejrzał? - Zapytał sarkastycznie. - W przeciwieństwie do ciebie, odrobił pracę domową. Ty najwyraźniej masz jeszcze sporo zaległości.
Z trudem słuchałam tych słów, nie kusząc się o żadne przeczące zdanie ze swojej strony, choć złość dała o sobie znać. Miałam znacząco inne zdanie na temat całej tej sytuacji, ale wypowiedzenie go, prowadziło do zguby. Przytaknęłam więc jedynie głową, uznając wyższość mężczyzny.
Oficer wyprostował się i podszedł do ściany. Przez chwilę panowała grobowa cisza, jak przed wybuchem bomby zegarowej.
- Za to, co zrobiłaś, mógłbym kazać cię rozstrzelać.
- Macie całkowitą rację, przyznaję. Wykazałam się skrajną nieodpowiedzialnością. Jestem gotowa na poniesienie kary z tego tytułu - zapowiedziałam pewnie, wracając do pozycji na baczność.
- Myślisz, że gdybym cię teraz zabił, jutro sam nie wąchał bym tej cuchnącej, zlodowaciałej ziemi od spodu?
Nie odpowiedziałam. Na to pytanie nie trzeba było szukać odpowiedzi.
CZYTASZ
Natasha Romanoff - From Dusk Till Dawn. Historia Czarnej Wdowy
FanfictionNie tak miało wyglądać dzieciństwo Natalii Romanovej. Nie na tym miało polegać jej życie, ale nikt pytał, czy się na to godziła. Kiedy odebrana siłą od rodziców, znalazła się w ośrodku szkoleniowym, nawet przez myśl nie przeszło jej, że ten jeden wi...