Rozdział 2.

1.1K 119 13
                                    

[Rozdział po korekcie- 23.10.2020]

Tej nocy wyjątkowo nie umiałam zmrużyć oka na dłuższą chwilę. Budziłam się i zasypiałam co pięć minut, przekręcając z boku na bok, w międzyczasie słysząc, jak sprężyny w łóżku skrzypią pod moim ciężarem. Atak bezsenności nie był jednakże spowodowany nędzną jakością mojego posłania, do tego zdążyłam już przywyknąć. Świdrujące w mojej głowie myśli zwyczajnie nie dawały mi chwili spokoju. Raz po raz uderzały mnie dziwne rozważania, czy scenariusze, które choć wyjątkowo nieprawdopodobne, kotłowały się gdzieś w mózgu, próbując wytyczyć całkowicie nową ścieżkę przyszłości, którą być może, jakimś cudem mogłam podążyć.

- Co za naiwność – szepnęłam do siebie, przecierając twarz zimną jak lód dłonią.

Zawsze, gdy coś zaczynało się dziać, mój organizm reagował na to w jeden sposób – skostniałymi rękoma i w następstwie sinymi paznokciami, które wyglądały jak u zmarłego. Choć serce waliło jak oszalałe, pompując krew we wszelkie rejony mojego ciała, miałam wrażenie, że skutecznie próbowało ominąć górne kończyny. Te po paru chwilach zaczynały trząść się mimowolnie, powodując nieprzyjemne fale częściowych drgawek, bez braku możliwości odróżnienia, kiedy powodowała je adrenalina, a kiedy bezsilna próba mięśni na rozgrzanie zziębniętej skóry. Mocno zacisnęłam pięści, próbując je rozgrzać.

Dzisiejszej nocy czułam się trochę jak podczas swoich pierwszych godzin w Czerwonej Pokoju. Strach mieszał się z niedowierzaniem, tlącą się gdzieś nadzieją na odmianę losu... Nie mogłam się jej poddać - to wiedziałam. Od nadziei bardzo blisko było już do zguby przez brak koncentracji, ale jednocześnie nie potrafiłam z niej tak łatwo zrezygnować. Coś w moim wnętrzu krzyczało, że ta szansa może skończyć się powodzeniem. Co więcej, zamykając oczy, po raz pierwszy od dawna naprawdę widziałam swoją przyszłość.

Poza tym miejscem.

Wolna.

Ale do tego była jeszcze bardzo daleka droga. która dodatkowo być może wcale nie miała nic wspólnego z realnymi możliwościami. Bez względu jednak na to, wciąż niosła ze sobą wymarzony koniec.

Korzystając z okazji, że wszyscy inni spali, a na sali panowała przyjemna dla uszu cisza, postanowiłam ostatecznie pomyśleć nad taktyką na następne dwa miesiące. Tak na wszelki wypadek, jakby jakimś cudem mogło to wypalić – próbowałam przekonać się w myśli.

Ułożyłam ręce pod głową i spojrzałam na sufit. Po pierwsze, nikomu nie zamierzałam pokazywać swoich mocnych stron, za to przyjrzeć się uważnie innym. Jeśli przeciwnik nie zna twoich słabszych i mocniejszych punktów, nie wie o tobie praktycznie nic, a jako że Zimowy Żołnierz zarządził między nami sparingi, postanowiłam to wykorzystać.

Po drugie, chciałam zachowywać się tak, jak zwykle. Nie wyróżniać się od innych, a dopiero w kulminacyjnym momencie wykorzystać wypracowaną przewagę. To powinno wystarczyć na początek.

Zaśmiałam się cicho i ironicznie pod nosem. Jeszcze wczoraj nie przypuszczałabym, że będę myśleć w ten sposób. Ponoć by być wolnym, człowiek jest w stanie zrobić wiele. Będąc w takiej sytuacji, zdałam sobie sprawę, jak wielką prawdę skrywa to powiedzenie. Byłam gotowa poświęcić wszystko, co należało, żeby tylko się stąd wydostać. To uczucie coraz bardziej dawało o sobie znać.

Rozejrzałam się spontanicznie po sali. Na pozór wszystko wydawało się być takie, jak zawsze. Ciche, miarowe oddechy przenikały nocną ciszę, zakłócaną jedynie przez tykanie zegara i wrony, gromadzące się na wielkim dębie za oknem. Poprawiając się na łóżku, miałam wręcz wrażenie, że w tej harmonii każdy mój ruch stawał się nadzwyczaj słyszalny przez wszystkich. Noc była jedynym czasem, gdy myśli każdej nie galopowały w pędzie w zakamarki naszego mózgu w walce o przeżycie, lecz uzyskiwały spokojną formę. No, chyba że było się mną, choć i tak w gruncie rzeczy nie miałam już problemów z regeneracją. Kiedyś nawet to, było nie do pomyślenia. Strach i brak akceptacji sytuacji, w której się znalazłyśmy, ujawniał się najczęściej po zmroku, gdy wszelkie demony wychodziły na wierzch w każdej możliwej formie, doprowadzając do niekontrolowanych wybuchów paniki, prób ucieczki, ataków na współtowarzyszki tej katorgi.

Natasha Romanoff - From Dusk Till Dawn. Historia Czarnej WdowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz