- Jesteśmy.
Przytaknęłam i zaczęłam odpinać pasy.
- Mam iść z tobą?
Zdziwiona spojrzałam na szatyna.
- Słucham?
- No wiesz, nie wydaje ci się to dziwne, że tak nagle cię wysłali do pozornie prostej sprawy? Może powinnaś mieć kogoś, kto będzie osłaniał ci tyły.
Zaśmiałam się gardłowo i wstałam z siedzenia.
- Zaręczam, że sobie poradzę - powiedziałam rozbawiona.
Chłopak po raz kolejny zmierzył mnie wzrokiem, po czym dodał krótko:
- Z autopsji ci powiem, że pewność siebie to pół drogi do własnego grobu.
- Więc zostaje jeszcze druga połowa, o którą nie musisz się martwić - westchnęłam.
Otworzyłam schowek na broń, szukając czegoś pożytecznego poza tym, czym już dysponowałam. W oko od razu wpadł mi czarny karabin typu AR15, z możliwością założenia go przez ramię. Momentalnie wylądował on na moich plecach, a w ukrytych kieszeniach kombinezonu umieściłam zapasowe magazynki do pistoletu.
- Jak daleko jest cel? - Zapytałam, patrząc na otwierającą się wiatę samolotu i coraz bardziej rozszerzający się krajobraz lasu.
- Według moich wskazań na geolokalizatorze, ostatni sygnał został odebrany z domku oddalonego o jakieś pięćset metrów stąd.
- Świetnie - powiedziałam do siebie. - Dalej nie można było wylądować, co?
Alexei odwrócił się w moją stronę, przeszywając mnie wzrokiem z udawaną wściekłością.
- Mogę cię podrzucić nawet pod same drzwi, ale obawiam się, że twój cel zacznie się niebezpiecznie oddalać i koniec końców wyjdzie na to samo, z tym że - teatralnie złapał się za serce - stracimy nasz ukochany element niespodzianki.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Choć nowy pilot był zdecydowanie mniej skoncentrowany na operacji, niż powinien i definitywnie mówił za dużo, jak na swoje stanowisko, powodował niesamowite ciepło, które przebijało się przez pierwszą warstwę irytacji jego zachowaniem.
- Dobra, to skoro już mamy ustalone, że lepiej nie będzie, to będę się zbierać - stwierdziłam i zeszłam z włazu. Po raz ostatni spojrzałam na mężczyznę. - Pilnuj samolotu, jak dobrze pójdzie, będę za godzinę.
- Będę czekać z zegarkiem w ręku - odkrzyknął. - Dom masz w linii prostej od nas, także postaraj się nie zmieniać kierunku.
Przytaknęłam i rzuciłam się biegiem między drzewa. W głowie odliczałam kroki tak, by nie stracić orientacji w przemierzonej odległości. Po paru minutach zwolniłam tempo i zaczęłam ostrożniej wychylać się zza drzew. W końcu w oddali błysnęło mi, odbijające się od szklanego okna światło.
Bingo - pomyślałam i najciszej jak mogłam, zakradłam się za ogromny krzew, spoczywający około dziesięciu metrów od domu.
Wyjęłam z rękawa sprzęt do wyłapywania dźwięku i włożyłam sobie do ucha licząc, że uda mi się podsłuchać jakiekolwiek rozmowy w pomieszczeniu. Niestety odpowiedziała mi tylko cisza i odgłos szeleszczących liści. Zrezygnowana, upewniłam się, czy nikogo nie było na zewnątrz, po czym podbiegłam do ściany budynku, nie widząc innego rozwiązania.
Okno było otwarte na oścież. Podziurawione zasłony miotały się na wietrze, zasłaniając wnętrze pokoju, choć i tak zdawały się być jedynym źródłem ruchu do tej pory. Wiedząc, że nie mogłam stać pod tą ścianą przez całą wieczność, chwyciłam się framug i przeskoczyłam do środka.
CZYTASZ
Natasha Romanoff - From Dusk Till Dawn. Historia Czarnej Wdowy
Fiksi PenggemarNie tak miało wyglądać dzieciństwo Natalii Romanovej. Nie na tym miało polegać jej życie, ale nikt pytał, czy się na to godziła. Kiedy odebrana siłą od rodziców, znalazła się w ośrodku szkoleniowym, nawet przez myśl nie przeszło jej, że ten jeden wi...