Rozdział 6.

755 88 9
                                    

[Rozdział po korekcie - 23.10.2020]

Jedno uderzenie. Drugie. Trzecie. Czwarte. Nie wiedziałam, na którym się zatrzymałam, dopóki nie spojrzałam na zakrwawione kostki, na ściśniętych w pięści dłoniach. Nie czułam jednak bólu. Na to już byłam odporna. Jedyne, co odczuwałam, to tylko tępe pulsowanie, które i tak zanikało z każdym kolejnym ciosem, wymierzanym w worek.

- Romanova, a ty co? Dali nam po sparingach dzień na własne treningi, a ty zamiast trochę odpuścić, torturujesz się jeszcze bardziej.

Wyrwana z koncentracji, podniosłam wzrok na zdyszaną po biegu Anastazję.

- Ten worek zaraz odpadnie. - Wskazała na ledwo trzymający się uchwyt w suficie.

- Jak odpadnie, to ty go zastąpisz - odpowiedziałam, zaciskając zęby.

Adrenalina kipiała we mnie przez cały czas, od rozmowy z Bucky'm. Wiedziałam, że jeszcze parę tygodni temu nigdy nie zagroziłabym żadnej z dziewczyn, że ją uderzę, ale stanowczość w działaniu tego dnia była silna, jak nigdy.

Cel został wyznaczony, obietnica złożona, a czasu było naprawdę niewiele. Moja psychika nie była w najlepszym stanie, ale któż mógłby się spodziewać, że przy pobycie w takim miejscu mogłoby być inaczej... Nienawidziłam całym sercem tego, co robiłam. Każdej śmierci, jaką zmuszona byłam zadać lub tej, którą ktoś zadał. Ale mimo wszystko jaki miałam wybór? Robiłam to dla siebie.

I dla Bucky'ego - przeszło mi przez myśl, gdy kolejny cios zatrząsnął workiem.

Choć czułam pewien dyskomfort, wiedząc, że mam sporą przewagę nad resztą konkurencji, to wiedziałam również, że miejsce, w którym byłam, należało do ostatnich, w których można było się dopatrywać równouprawnienia. Na tym etapie nie wierzyłam już, że żadna z pozostałych dziewczyn nie miała ułożonego planu, jak załatwić pozostałe na różne sposoby, w najdziwniejszych, możliwych sytuacjach.

Po minach i gestach wyraźnie dało się zauważyć, że niektóre najchętniej zawiązałyby pakt, by tylko mnie wyeliminować, ale ponadto sama dałabym sobie rękę uciąć, że tak jak ja, nikt nie patrzyłby na uczucia i sentymenty. Nie było w tym zresztą nic niezwykłego, biorąc pod uwagę, że ostatnie tygodnie wyodrębniły w naszym towarzystwie indywidualne jednostki, które skupiały całą atencję na sobie.

Z grupy kilkunastu niby zwyczajnych dziewcząt, pod wpływem nowego wyzwania stałyśmy się nie tylko wrogami, ale i zagrożeniem, które wzrastało wraz z wiedzą na temat siebie i innych. Nie było co ukrywać, że moje wyraźne działania i bycie co jakiś czas „na świeczniku" z własnej woli lub nie, stawiały moją osobę w niekomfortowej, ale i solidnej pozycji, jeśli chodziło o zainteresowanie. Ukrycie czegokolwiek graniczyło przez to z cudem, ale przynajmniej byłam pewna, że każdy traktował mnie poważnie. Co więcej, znałam również konkretną sytuację, w której wszystko miało się rozstrzygnąć i to ten atut wydarzeń musiałam odpowiednio wykorzystać, by się stąd uwolnić.

Patrząc z perspektywy czasu, sama zaczęłam się jednak zastanawiać, czy mimo nienawiści do tego miejsca, potrafiłabym bez niego żyć. Po słowach Bucky'ego z niepokojem zdałam sobie sprawę, ile rzeczy stąd weszło mi już w nawyk. Brunet miał rację. Pewna rutyna życia w Czerwonym Pokoju stanowiła nierozerwalną część mnie. Wszystko, co stało się przez moim pobytem tutaj, już dawno uległo pewnemu zatarciu, sprawiając, że sale treningowe i własne łóżko były jedynymi elementami świata, które tak dobrze znałam.

- Jak tak bardzo jesteś zmęczona po wczoraj, to idź się połóż na podłodze i śpij. Ode mnie trzymaj się z dala - powiedziałam, sama zaskoczona własną konsekwencją w głosie, widząc, że Anastazja wciąż mnie obserwuje.

Natasha Romanoff - From Dusk Till Dawn. Historia Czarnej WdowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz