Rozdział 7.

666 88 14
                                    

Syrena alarmowa rozbrzmiała dokładnie o północy, wyrywając wszystkie dziewczyny ze snu. Każda z nas zerwała się na równe nogi, jak najszybciej próbując uzyskać pełną koncentracje i świadomość, co się dzieje. Jedne patrzyły po sobie w zdziwieniu, szukając jakiejkolwiek odpowiedzi w oczach drugiej, a inne zwyczajnie czekały na dalszy rozwój zdarzeń. W tej drugiej grupie byłam tylko ja i Anastazja, która od razu napięła wszystkie mięśnie i bez słowa zaczęła się ubierać, jakby czując, że tym razem, to nie żadne ćwiczenia.

Nie pozostałam jej dłużna. W pośpiechu narzuciłam na siebie ubrania, które każda znalazła parę godzin wcześniej na swoich łóżkach. Wojskowe bojówki wydawały się przynajmniej o trzy rozmiary za duże, a materiałowa koszulka i kurtka spokojnie mogły zostać kocem dla dwóch osób mojej postury. Bez wątpienia, był to typowy mundur dla żołnierza o charakterystycznej sylwetce i wzroście, jednak ku mojemu zdziwieniu, buty pasowały wręcz idealnie. Szybko więc schowałam nadmiar materiału ze spodni do obuwia i najmocniej, jak się dało, zawiązałam sznurówki.

Kątem oka zauważyłam, że reszta dziewczyn zaczęła robić to samo, jednak w przeciwieństwie do mnie i Anastazji, pozostała szóstka wydawała się przerażona. Oczywiście żadna nie chciała tego pokazać, lecz trzęsące się dłonie same dawały odpowiedź. Związanie butów stanowiło teraz nie lada wyczyn, szczególnie przy długich rękawach, które przy każdym nachyleniu zakrywały dłonie i opadały na ziemię.

- Po co ta cała szopka? Mogłabym cię zamordować tu i teraz, tak samo jak każdą z nich - powiedziała z obojętnością Anastazja, nagle znajdując się tuż obok mnie.

- Najwyraźniej wiedzą, że nie dałabyś rady, skoro odstawiają tę "szopkę" - odrzekłam równie spokojnie, zrównując się z nią.

Oczy brunetki w jednej sekundzie wręcz zapłonęły gniewem. Obie zwróciłyśmy się twarzą w swoją stronę. Była ode mnie trochę wyższa, toteż zostałam zmuszona, by lekko unieść głowę.

- Miej świadomość, że bez względu na okoliczności zabiję cię z czystą przyjemnością – warknęła.

- Nie wątpię...

Dziewczyna chciała coś jeszcze powiedzieć, ale skutecznie uprzedził ją strażnik, który z hukiem otworzył drzwi do naszej sypialni.

- Wychodzić na zewnątrz! - Krzyczał, wypychając po kolei każdą z nas z pomieszczenia.

Po chwili wszystkie stałyśmy już w równym szeregu na parterze budynku. Przed nami pojawili się uzbrojeni żołnierze, którzy na głowę każdej nałożyli materiałowy worek. Momentalnie zapanował niemały chaos. Mając praktycznie wyłączony zmysł wzroku, skupiłam się w pełni na innych bodźcach. Słyszałam pojedyncze słowa, wypowiadane przez zdezorientowane dziewczyny, wymieszane z obijającym się u moich uszach dźwiękiem własnego oddechu. Wszystko jednak umilkło, gdy jeden ze strażników mocno smagał czymś moje zbyt ciekawskie rówieśniczki w ciało. Nie byłam pewna, czy był to bicz, czy pas, ale po jęku bólu, żadna nie odważyła się już więcej odezwać.

Jeden z żołnierzy popchnął mnie niespodziewanie do przodu. Ledwo nie tracąc równowagi, ruszyłam przed siebie. Uznając to za znak, że wychodzimy z budynku, najpewniej, jak umiałam, stawiałam kroki, starając się przy tym nie wpadać w żadną ścianę. Dźwięk obijających się podeszw o podłogę świadczył o tym, że inne robiły dokładnie to samo. Domyśliłam się, że cały ten proces został wymyślony tylko po to, by nie zdradzać destynacji, do jakiej chcieli nas przetransportować.

Chłodne powietrze uderzyło mnie w całe ciało, gdy w końcu znalazłyśmy się na zewnątrz. Mimo tego, nie przystanęliśmy, a wciąż prowadzano nas przed siebie. W końcu czyjaś ręka zatrzymała mnie, chwytając za ramię. Nim jednak zdążyłam w pełni stanąć, strażnik podniósł mnie lekko, praktycznie wpychając do jakiegoś dziwnego wnętrza. Próbując wyczuć ręką strukturę materiału i kształtu, byłam wręcz pewna, że znalazłam się w jakiejś furgonetce. Nim zdążyłam się podnieść, czyjeś ciało przygniotło mnie do podłogi ponownie.

Natasha Romanoff - From Dusk Till Dawn. Historia Czarnej WdowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz