Rozdział 4.

968 106 19
                                    

[Rozdział po korekcie - 23.10.2020]

Poranne promienie słoneczne i wrzask Madame B od progu, skutecznie wybudziły mnie z krainy snu. Tym razem jednak, nawet ku własnemu zdziwieniu, czułam się dużo lepiej. Wręcz chciało mi się wstać, by dalej trenować, a to nie zdarzało się często. Wszystko dzięki słowom, które wczorajszego wieczoru usłyszałam od Zimowego Żołnierza, czy właściwie Jamesa. Wywarły one na mnie ogromne wrażenie, stając się pewnym punktem zaczepienia i najbardziej konkretną motywacją do działania – taką ucieleśnią, nie wyimaginowaną. Gdzieś w głębi siebie, odnosiłam też wrażenie, że znaczyły dla mnie nawet więcej niż treningi fizyczne, choć tutaj nie bardzo potrafiłam stwierdzić, czy to dobrze.

Jeszcze zanim w pełni zdążyłam otworzyć oczy, Katalina zaatakowała mnie pytaniem:

- Gdzie wczoraj byłaś tak długo? Była afera o całą tę sytuację z tobą i dziewczynami. - Wskazała głową na łóżko nieopodal. - To cud, że jeszcze żyjemy. Aż się zdziwiłam, że skończyło się tylko na tym.

Dziewczyna pomachała znacząco ręką, umocowaną do metalowej rurki. No tak, ominęło mnie najlepsze...

- Może był dzień dobroci dla zwierząt. Nie wiem. - Wzruszyłam od tak sobie ramionami, udając, że mnie to nie interesuje. Tylko w ten sposób byłam w stanie skłonić ją do niedrążenia tematu. Blondynka spojrzała jednakże na mnie przenikliwym wzrokiem, gdy w końcu jacyś strażnicy wyswobodzili nas z kajdanek. Bez słowa potarłam obtarty nadgarstek i chwyciłam leżące na łóżku świeże ubranie. Wiedziałam, że tym razem nie odpuści.

- Miałam dodatkowy trening - odpowiedziałam krótko na wcześniej zadane pytanie, nie chcąc się za bardzo wdawać w szczegóły.

Chodziło o to, by w jakimś stopniu zaspokoić jej ciekawość. Więcej z resztą sama nie bardzo wiedziałam. Nie miałam pojęcia, co z wczorajszego spotkania miało zostać tylko między mną, a Jamesem, a co mogło wyjść na światło dzienne. W tej grze nie ja rozdawałam karty, a poza tym byłam pewna, że moja przyjaciółka wiedziała, że wydusiłam to tylko dlatego, by nie musieć rozmawiać o naszych rzekomych i nadzwyczaj łagodnych konsekwencjach wczorajszych wydarzeń.

- A nie mówiłam? – Dziewczyna westchnęła przeciągle, naciągając na siebie koszulkę. - Wszystko już jest przesądzone.

Spojrzałam na nią, zaskoczona nagłą zmianą tematu. Z mojej miny szybko wywnioskowała, że nie rozumiem, o czym mówi.

- Wybraniec - powiedziała przekornie, uśmiechając się delikatnie, choć znacząco.

Przewróciłam oczami i pokręciłam głową. Dziewczyna zaśmiała się cicho, opierając się na łokciach o materac.

- Przestań. Nie rozmawiajmy o tym – ucięłam temat, szczerze nie chcąc go teraz poruszać. - Ubieraj się, bo się spóźnimy na śniadanie.

W milczeniu nałożyłam na siebie świeży komplet ubrań, który ktoś nad ranem musiał nam przynieść. Związałam włosy w ciasny kucyk, doprowadzając je wcześniej do ładu prowizoryczną szczotką. W normalnym układzie, pewnie nie nadawałaby się ona do żadnego użytku, ale radziłyśmy sobie z tym, co miałyśmy. Po zakończeniu tej czynności, wrzuciłam ją z powrotem pod materac.

Szybko minęłam Katalinę, kierując się w stronę wyjścia z pokoju, by nie paść ofiarą kolejnego przesłuchania. Kątem oka zauważyłam, że Lena z Anastazją odprowadziły mnie zimnym spojrzeniem aż do samych drzwi.

Powinnaś mi podziękować, że jeszcze żyjesz - pomyślałam z wyrzutem i ironią, mocniej przyciskając stopę do podłogi, a przy tym głośniej wypuszczając powietrze z płuc.

Natasha Romanoff - From Dusk Till Dawn. Historia Czarnej WdowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz