Oszołomienie wywołane bliskością Halsey osłabło, gdy wylądowałem na plecach. Twarda i sucha ziemia w żadnym stopniu nie złagodziły upadku. Ból w dole pleców pomógł mi skupić się na tym dupku przede mną. Od odkąd tylko go zobaczyłem w towarzystwie Halsey miałem ochotę skopać mu dupę i cieszyłem się, że wreszcie mogłem to zrobić. Chłopak spojrzał na mnie z wściekłością, gdy zacząłem wstawać, nie odrywając od niego wzroku. Przez chwilę widziałem w nich zdumienie, że nie uciekłem, tylko rzuciłem mu wyzwanie prosto w twarz. Zaśmiałem się w duchu. Ten gnojek nie wie na kogo trafił, ale najwidoczniej chyba potrzebuje niezłego lania, bo nie mam zamiaru się hamować. Gdy tylko stanąłem wyprostowany, chłopak rzucił się na mnie jak byk. Świetnie. Był tak skupiony na tym, by mnie powalić, że nie zauważył wystawionej nogi, przez którą właśnie przeleciał. Tym razem zaśmiałem się głośno, patrząc jak zarył twarzą sycząc.
- Wstawaj i zacznij walczyć jak mężczyzna z mężczyzną, nie kurczak. - Nie mogłem się powstrzymać i dodałem. - Ko-ko.
Czerpałem ogromną radość, podjudzając go do stracenia resztek kontroli. Chciałem by całkowicie stracił równowagę, by się zbłaźnił i przez następne tygodnie widząc zadrapania i siniaki czuł wstyd.
- Od kiedy gwałciciel jest mężczyzną? - warknął, wypluwając siano. Wstał.
- Nie jestem gwałcielem i wbij sobie do głowy, wieśniaku, że jeśli jeszcze raz dotkniesz lub nawet spojrzysz na Halsey to przez kilka tygodni nikt na ciebie nie spojrzy. - Syknąłem, nie dając się podpuścić. Nie będę jak on.
Rzucił się na mnie z pięściami, które z łatwością odparowałem. Totalna amatorszczyzna. Już nawet mój najgorszy przeciwnik walczył lepiej od niego. Ładowałem mu ciosy w szczękę, bok, brzuch i nogi. Gdy przymykałem oczy, czułem się jak na siłowni podczas treningu podczas ostatnich dni. Wszystkie hamulce puściły. Stałem przed workiem treningowym i chciałem pozbyć się tego napięcia, braku opanowania i tych wszystkich emocji, które pozbawiały mnie snu i racjonalnego myślenia. Zapach potu i krwi tylko wzmocnił te doznania.
- Adam, w tej chwili przestań. - głos przyjaciela dotarł do mnie jak przez mgłę. Wypuściłem pięść przed siebie. Poczułem, jak coś mu przeskakuje. - Zabijesz go.
Zostałem znowu odrzucony, tym razem uderzyłem o samochód. Powietrze zostało ze mnie wyduszone przez zaciśnięte zęby. Zamrugałem kilka razy, a twarz Milesa robiła się coraz wyraźniejsza. Wokół nas zebrał się już większy tłum.
- Co ja ci mówiłem? Miałeś się dobrze zachowywać. Dobrze wiedziałeś, że jest pijany i nie jest zawodnikiem walk jak ty. Zatraciłeś się, złamałeś mu nos, nadgarstek i wybiłeś bark. Do tego facet nie będzie widział na lewe oko przez świeżo zarobioną śliwę. O to ci chodziło? Myślałem, że masz na razie dość walk. - odparł hardo.- Facet nie miał szans.
- A ty? Zająłeś się tą... Jak ona miała na imię? Tiną?
- Rina. Jest bezpieczna i raczej nie będzie zadowolona widząc. w jakim stanie zostawiłeś jej braciszka i przyjaciela Halsey. Wstawaj, zawiozę was do mnie.
W odpowiedzi usłyszałem westchnienie dziewczyny ze środka samochodu. Jej noga wystawała tuż przy mojej głowie. Dotknąłem jej łydki, udając, że strzepuję z niej zabrudzenie. Na języku nadal czułem jej smak w połączeniu z wcześniej wypitym alkoholem. Jesteś pieprzonym idiotą.
Spojrzałem za Milsem na chłopaka, którego naprawdę nieźle poturbowałem. Kilkoro jego znajomych pomagało mu wstać. Krew z nosa nie przestawała mu lecieć. Po chwili sam wstałem i z trudem przekonałem Milesa, żeby wracał do swojej "przyjaciółki".
- Naprawdę sobie poradzę. - założyłem ręce na piersi - Spójrz na mnie, nawet mnie nie tknął.
- Dobra. - odparł nadal pełen niepewności. - Gdzie się zatrzymałeś?
- Tak właściwie to nigdzie. Chciałem od razu wracać do siebie. - wzruszyłem ramionami.
- Masz. - rzucił mi kluczyki. Spojrzałem na niego pytająco. -Ja sobie coś znajdę. To od domku, gdzie obecnie mieszkam. Jest niedaleko domu Halsey.
Podał mi jeszcze wskazówki, jak tam dojechać nim rzucił mi ostatnie niepewne spojrzenie i ruszył za resztą ludzi, którzy zaczęli się rozchodzić. Przetarłem twarz i ułożyłem ciało Halsey wygodnie na tylnych siedzeniach. Wsiadłem za kierownicę i ruszyłem z pola, na którym została już tylko garstka pijanych ludzi. Niebo robiło się coraz jaśniejsze.
- Co się dzieje? - Ciszę przerwał jęk z tyłu samochodu. - Gdzie ja jestem?
Babcia mówiła: wszystko się kiedyś kończy życie, alkohol, miłość...i czekolada.
Siemka!
Trochę się podziało, ale i tak znowu dojdzie do rękoczynów, gdy Halsey się całkowicie wybudzi.
CZYTASZ
Na Żądanie
RomanceCo się stanie gdy twój sąsiad przyjdzie do ciebie i zaproponuje byś udawała jego dziewczynę? Co więcej, wiesz że mężczyzna prowadzi ciemne interesy. Z pewnością nie może to skończyć się dobrze. #2 18.08.2019 - romans