32

6K 358 38
                                    

Halsey

Wszyscy zamarli, wstrzymując oddech, gdy Libro zadał ostateczny cios w szczękę Fearless'a. Patrzyłam, jak w zwolnionym tempie chłopak upada zamykając bezwiednie oczy i rozchylając usta. Zderzył się z podłogą, a wypływająca krew z jego ust i nosa mieszała się z potem tworząc czerwone smugi na jego ciele. Byłam od niego oddalona zalewie o dwa metry.

— Proszę, otwórz oczy. Proszę, otwórz oczy. — błagałam go szeptem, cały czas wpatrując się w jego nieprzytomne ciało.

Gdy nikt się nie ruszył, a otępienia przeszło w gniew zrobiłam tylko krok, bo Mickey złapał mnie za ramię i pokręcił przecząco głową. On też nie potrafił oderwać wzroku od pokonanego. Wbiłam paznokcie w jego ramię otaczające moją talię, ale on jedynie wzmocnił uścisk.

Zaczęłam szamotać się, gdy podniósł mnie, niosąc do wyjścia. Krzyczałam, by pozwolił mi do niego iść i mu pomóc, mój głos był jedynym na sali, bo wszyscy nawet nie drgnęli. Niepokonany Fearless padł, a nikt nawet się nim nie zajął. Pamiętam, jak ci łgarze krzyczeli, że go kochają, a teraz?

— Kłamce i tchórze! — ryknęłam na nich, nie wiedząc czemu, poczułam coś mokrego na policzkach.

Ludzie rozchodzili się przed Mickeyem z powrotem stając na swoich miejscach,  gdy ich minęliśmy. Szarpiąc się w ramionach mężczyzny, mogłam zobaczę zaledwie brodę mojego chłopaka. Nawet Libro podkręcony toksycznymi substancjami patrzył na Fearless'a. To, co zrobił nie odbije się tylko na zawodniku, który był tutaj legendą, ale i na właścicielu tego budynku. Byłam tego pewna. Moje krzyki dopiero zwróciły uwagę drugiego zawodnika,  który wyciągnął w moją stronę rękę. 

— Mój brat proponował tej lasce cudowną noc. — zawołał. — ale odmówiła, przecież nikt nie dorównuje niepokonanemu Fearless'owi, prawda?  Ale teraz go pokonałem. — zszedł z ringu i udał się w naszym kierunku. Mickey stanął czując, jak atmosfera podniosła się o kilkadziesiąt stopni. Porzucił ciało rywala z równą łatwością, jakby wyrzucał śmieć. Z trudem uwolniłam się z ramion mojego ochroniarza i stanęłam przed Librem,  musiałam zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w twarz. — Dam ci szansę,  możesz teraz być ze mną, Kotku. O twoim byłym już nikt nie pamięta. —  Świdrował mnie swoimi ślepiami. Oblizał wargi, patrząc na mój biust — Masz szansę zostać w grze. Słyszałem, że nie potrafił się tobą zająć jak trzeba.

Jego ręka opadła na mój pośladek  z głośnym plasknięciem. Poczułam pieczenie,  gdy zaczął go ściskać. Gdzie jest Mickey?!

— Ty gnoju. — syknęłam,  uderzając go kolanem w krocze.  Tylko się skrzywił. — Puść mnie. Gdy Fearless się obudzi, zaczniesz się modlić.

— Nie "gdy" tylko "jeśli ".  Od teraz należysz do mnie,  obiecano mi ciebie, Kotku. Podobno dużo drapiesz podczas seksu,  chcę się o tym przekonać. Więc uśmiechnij się i powiedz, że obciągniesz mi w przeprosiny. 

— Czegoś ty się naćpał? — Zrobiłam wielkie oczy,  czując go męskość na udzie.— Poza tym wątpię, by twój kabanos potrafił cokolwiek. — zmusiłam się  do uśmiechu. — Jestem pewna, że do tej pory byłeś jedynie z dziewicami. 

— Ty. — warknął i zamachnął się na mnie ręką,  gdy nasza widownia zaczęła między sobą szeptać. — Pożałujesz tego dziwką. 

— Dość! — zawołał znamy nam wszystkim głos, Tolles. — Weź dziewczynę, a ty. — spojrzał na Mickey. — Jeśli chcesz możesz posprzątać. 

Libro nie mówiąc nic więcej zarzucił mnie sobie na ramię, skinął głową w podziekowaniu Tollesowi. Wierzgałam i waliłam pięściami w plecy Libra krzycząc, że Tolles jest oszustem.

Tolles w swojej nienawiści do Fearless'a sprzedał mnie temu psychpacie. Pozostała mi jeszcze nadzieja, że Mickey uratuje Fearless'a i pomoże mi się stąd wydostać.

Rozdział na zakończenie wakacji 🌴 🐚

Na Żądanie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz