41

3.8K 252 8
                                    

Fearless

Poruszałem szyją, a odgłos strzelających kręgów odbijał się echem w pustym pomieszczeniu. Zrobiłem kilka podskoków, by się rozgrzać i sprawić, że choć trochę się uspokoję. Wszystko na nic, adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach, gdy tylko dowiedziałem się, jak ma wyglądać pobyt w tym więzieniu. Najwidoczniej nie doceniałem Tollesa i tego, jak daleko sięga jego władza.

— Straciłem przez ciebie wiele pieniędzy, ale to nic, oddasz mi wszystko, nawet się stąd nie ruszając. — jego głos zza szyby wydawał się idealnie pasować do tego miejsca.

Wskazał ręką całe to pomieszczenie. Garnitur zmienił na szarą koszulę i czarne dżinsy, ale nie trudził się, by ukryć złośliwy uśmiech, który pojawiał się za każdym razem, jak niszczy innych.

— Adamie, walka jest twoim powołaniem, a moim jest wykorzystanie szansy, gdy ciśnie mi się w ręce. Będziesz walczył tutaj przeciwko innym więźniom. Wygrywaj i zarabiaj dla mnie pieniądze, a nawet nie poczujesz, że jesteś w więzieniu.

— Pozwolisz mi pomalować celę na niebiesko i dodać kwiaty? — parsknąłem.

— Nie, po prostu dwójka twoich znajomych będzie jeszcze chodzić. Za kilka dni będziesz miał specjalnych gości, więc proszę, nie zrób mi wstydu.

Wstał i wyszedł, jak zwykle mając ostatnie słowo. Od tego czasu siedzę w swojej celi, sam, przygotowując się do kolejnej edycji walk. Strażnik, który okazał się, być pośrednikiem i organizatorem Tollesa w tym więzieniu zapowiedział, że jeszcze tego wieczoru zrobię użytek ze swoich zdolności. Jednak jedyną zmianą była wygrana. Walcząc w klubie przegrany skazany był na  wstyd i stracenie pieniędzy, ale tutaj... tutaj przegrany zostaje przeniesiony do jeszcze gorszego miejsca w stanie zagrażającym życie. I tak będzie spadał w dół, aż pewnego razu nie zejdzie z ringu.

Gdy moje myśli nie krążą wokół walki zaczynam rozmyślać o Halsey. Chciałbym teraz być przy niej i zapytać się jak się czuje, a co najważniejsze chciałbym pójść z nią na zwyczajną randkę, by po prostu ją poznać i nie musieć ryzykować przy tym czyimś życiem.

— Fearless, za kwadrans wychodzimy. — strażnik uderzył pięścią kilka razy pięścią w stalowe drzwi, nim odszedł. 

 ***

Chwiałem się. Z mojego nosa i ust spływały potoki krwi , przez które o mało co kilka razy się nie przewróciłem. Szorstki beton ranił mi stopy, ale też pomagał utrzymać mi się w pionie podczas ataku. 

Mój przeciwnik również z trudem utrzymywał się na nogach. Przez swoje tatuaże na twarzy i piersi przypominał szkolną ławkę z tylnych  rzędów i czasem, gdy wzrok mnie zwodził, traciłem orientację. 

— Nigdy bym nie pomyślał, że będę walczył z legendą, Fearless'em, który trafił do rynsztoka. — wycharczał po raz pierwszy, odkąd uderzyłem go kolanem w szyję prawdopodobnie coś mu uszkadzając.

Pozostali więźniowie razem ze strażnikami zaśmiali się pod wpływem tego kiepskiego żartu. 

— Podobno zniszczył swoją karierę dla jakieś laski. — dodał, nie tracąc mnie z oczu. 

Widziałem, jak powoli się rozluźnia pewny swojej wygranej. Na to czekałem. Udałem, że te słowa mnie nie obeszły i zaimprowizowałem prawy sierpowy, choć tak naprawdę wprowadziłem cios kolanem. Chwilę przed ostatecznym trafieniem przejrzał mnie, ale nie zdążył się już obronić. Uwielbiałem takie momenty,  gdy mój rywal chwilę przed swoim końcem zaczyna rozumieć, co się dzieje i jedynie co mu wtedy pozostaje to patrzeć jak ginie. Kierownica unieruchomiona, hamulce i drzwi zablokowane, a przed tobą szybka jazda w dół zbocza i nieuchronna porażka. 

Przeciwnik upadł, poślizgując się na własnej krwi. Zacisnął zęby, tłumiąc krzyk , by choć trochę zmniejszyć wstyd z przegranej. Podeszłem do niego i stanąłem nad nim, zakrywając sobą światło za sobą. Krztusił się krwią, a brak sił nie pozwalał mu nawet na obrócenie się na bok.

— Skoro ja trafiłem do rynsztoka to, gdzie ty trafisz?  Do śmietnika na wpółżywy?

Na Żądanie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz