Rozdział 20

4K 283 31
                                    

Minęły dwa dni od momentu w którym dowiedziałam się, że Michael nie żyje. Dwa dni przepełnione wewnętrznym, głęboko zazębionym w mojej świadomości nieopanowanym smutkiem. Wyrzuty sumienia dręczyły mnie niestrudzenie przez cały ten czas. 

Tak, obwiniam się.

Dlaczego?

Ponieważ myślę, że jeśli nie dałabym się uczuciu do Harrego to mogłabym być przy nim cały czas, wspierać go, pilnować i może odciągnęłabym go od tego.. Może byłabym wystarczającym rozproszeniem żeby uratować jego karierę, jego życie, jego samego. 

Tak jak on ratował mnie konsekwentnie raz za razem. 

Kiedy tylko potrzebowałam jego pomocy nawet nieświadomie wysyłając sygnały, prosząc to on zawsze przychodził żeby mi pomóc. Nie zawsze pocieszał słowami czy też czynami. Był. A to wystarczało tyle razy. Po prostu jego obecność. A kiedy on tego potrzebował.. Kiedy nadszedł czas, żeby mu się odwdzięczyć to mnie zabrakło. I pluję sobie w brodę, że zawaliłam. Zawaliłam na całej linii, zawiodłam go. A teraz? Teraz nie mogę nawet go przeprosić.

Mogę wznosić naiwne modlitwy. Mówić w powietrze, tyle słów, których nie zdążyłam mu przekazać. Jak bardzo przepraszam, jak silnie czuję się winna. Chciałabym spojrzeć w jego oczy i powiedzieć mu, że go kocham. Ostatni raz wyznać moje uczucie. Może zbyt skomplikowane i nie tak silne, ale niewątpliwie istniejące. 

Te dwa dni były dla mnie koszmarem. Nie wychodziłam z łóżka, nie malowałam się, nie ubierałam.

Czas upływał mi na patrzeniu w szybę, na patrzeniu w sufit, na patrzeniu na jego poduszkę. Ale tylko patrzeniu, ponieważ myślami byłam gdzie indziej. Byłam z nim. Tak wiele wspólnych chwil przeleciało przed moimi oczyma przez cały ten czas.

Warto wspomnieć o tym, że był tutaj drugi z najważniejszych dla mnie mężczyzn. Harry. Czuwał przy mnie niestrudzenie od momentu kiedy wpadając do mojego mieszkania znalazł mnie w tak złym stanie emocjonalnym. Z rozbitą duszą, pozbawiona oddechu na jak się okazuje długie, długie godziny. 

Nie chciałam tego robić, ale tak się stało. Zawiodłam po raz kolejny. 

Nie chciałam zrzucać na jego barki całej pracy, którą trzeba wykonać, alby zorganizować pogrzeb Michaela. Nie chciałam zostawiać go z zawiadomieniem jego rodziny oraz znajomych. Nie chciałam zmuszać go do pisania odpowiednich pism oraz nawet uprzątnięcia jego gabinetu. 

Jednakże to wszystko było dla mnie za trudne. Zwaliło się niczym grom z jasnego nieba przytłaczając i tłamsząc moją - jak się okazuje - zbyt podatną psychikę. 

Czułam jego obecność, widziałam kiedy przynosił mi jedzenie i stawiał na szafce bez słowa wychodząc z mojej sypialni. Był tutaj, kiedy ja nawet nie zaszczyciłam go spojrzeniem czy jednym słowem. Trwał przy mnie, pokazując jak bardzo mu na mnie zależy.

I ja to doceniałam. 

Mimo, że nie pokazywałam mu tego za bardzo zajęta rozpaczaniem i rozpamiętywaniem cieszyłam się, że jest tutaj, jest przy mnie. Dawał mi siłę nawet jeśli o tym nie wiedział. Dziękowałam mu za to z całego serca całą mocą jaką posiadałam. Nawet jeśli żadne słowo, nie wyszło z moich ust.

- Amy. - Cichy szept rozbrzmiewa w sypialni owiniętej już delikatnym zmrokiem. 

Chciałam odwrócić głowę, zobaczyć go, odpowiedzieć. Ale miałam wrażenie, że ważę tonę, że moja głowa jest zrobiona z betonu i nie jestem w stanie nawet wywrócić oczami. 

Forma bez życia. 

Musiałam sie przełamać, musiałam zrobić to dla niego. Zbierając w sobie całą silną wolę podniosłam ołowiane powieki i ostatkiem sił, jakby był to najtrudniejszy ruch mojego życia odwróciłam się do niego.

Miałam mglistą świadomość jak źle mogę wyglądać, ale to spojrzeniem jakim mnie zaszczycił potwierdzało wszystko. Chociaż tliło się w jego oczach gdzieś daleko, w najdalszym kącie jego oczu uczucie do mnie. I nie przytłaczająco intensywne współczucie czy żal. To było coś o wiele gorętszego. Coś czego ja sama potrzebowałam teraz najbardziej na świecie, mimo że nigdy się do tego nie przyznam.

Potrzebowałam, żeby Harry Styles mnie kochał.

- Tak? - Mój głos był cichy i łamliwy. Odchrząknęłam i dopiero wtedy poczułam jak bardzo moje gardło jest suche. 

Harry wyglądał jakby nie wierzył, że postanowiłam się do niego odezwać. Zrobił kilka kroków w moją stronę i usiadł delikatnie owijając ramieniem moją sylwetkę. Czułam jego perfumy, świeży zapach i czułam się jak gówno. Straciłam całą pewność siebie.

Zastanawiałam się, czemu on tutaj jest?

Przecież nie jestem w stanie nic mu dać.. 

- Amy, jutro jest pogrzeb. Musisz wstać i chociaż spróbować doprowadzić się do odpowiedniego stanu.

- Nie mam sił.. 

- Wiem, kochanie. Ale jestem tutaj i pomogę Ci, pamiętaj o tym. Cokolwiek będziesz chciała, żebym zrobił powiedz mi, a ja postaram się to załatwić. Nie ma już Michaela, ale wciąż jestem ja, proszę pamiętaj o tym. Błagam nie separuj się ode mnie bo tego nie zniosę. Płacz, przeklinaj, krzycz, tylko nie zamykaj się. Nie możesz się odciąć, ponieważ wtedy nie będę wiedział jak mogę Ci pomóc. To mnie boli, Amy. Twój ból jest moim bólem.

- Oh.. Harry.. - Łzy wypływające z moich oczu moczą jego koszulkę. Te słowa.. Potrzebowałam je usłyszeć, to zapewnienie że on tutaj będzie. Dla mnie. Jest wszystkim tym, czego kobieta chciałaby w mężczyźnie. 

- Csii. Jestem tutaj. Kocham Cię, Amy. Zaopiekuje się Tobą. 

- Obiecujesz? - Pytam i jeszcze bardziej wtulam się w jego klatkę.

- Ty i ja. Na zawsze. 

*** 

awww. 

zbliżamy się moi drodzi do końca Better half. przewiduje jeszcze 4-5 rozdziałów i epilog. 

ambitions, jako że jest krótkim opowiadaniem także bedzie miało jeszcze tylko kilka rozdziałow. 

i musze wiedzieć.. czy mam coś planować? czy chcę ktoś jeszcze czytać cokolwiek co wychodzi spod moich rozbieganych po klawiaturze palcy? 

jestem tutaj troche bardziej dla was niż dla siebie i musze wiedzieć czy jest ktoś to chce w tym jeszcze ze mną trwać. 

spokojnej nocy! :)

Better half || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz