- 13 -

291 46 37
                                    

Wydanie za mąż córki urzędnika nie było hucznym przedsięwzięciem, nawet jeśli jej przyszły małżonek to syn cesarza państwa Joseon. Balkon, na którym miała odbyć się ceremonia został przyozdobiony kolorowymi, papierowymi dekoracjami, a na miejscu, w którym miało dojść do zaślubin rozłożono jasne kawałki tkaniny i rozsypano mnóstwo płatków kwiatów. Od samego rana przygotowywano dworek na tę uroczystość. Na skwerze mieli zebrać się goście, którzy z dołu będą mogli podziwiać młodą parę, a później wszyscy udadzą się na ucztę do sali bankietowej.

Hanbok księcia był przepiękny. Zielony oznaczający bogactwo i pomyślność wraz ze złotymi i czarnymi elementami. Skrojony w tradycyjnym, koreańskim stylu, przypominającym wszystkim wokół skąd wywodzi się pan młody i że małżeństwo odbywa się między przedstawicielami dwóch różnych krajów. A jednak gdy Taehyung zostawał w niego ubierany, nie potrafił cieszyć się tym pięknem. Nie chciał patrzeć na swoje odbicie, gdy Jimin i Bongho nakładali na jego własne ciało kolejne warstwy i wiązali w odpowiednich miejscach. Automatycznie unosił ręce i prostował się, gdy go o to poproszono. Nie było w tym jednak żadnego entuzjazmu.

Po założeniu biżuterii i upięciu włosów w wysoki koczek, książę poprosił Bongho o opuszczenie komnaty i zostawienie go samego z Jiminem. Służący bez słowa protestu ukłonił się i wyszedł z pokoju, zasuwając za sobą drzwi.

Piętnastolatek przesunął się na przód swojego księcia i poprawił kołnierz jego stroju ślubnego, utwierdzając w nim wzrok uparcie. Nie chciał teraz patrzeć na swojego pana. Było to zbyt bolesne.

— Jimin... — wypowiedział niegłośno, ale nie skłoniło to służącego do podniesienia na niego wzroku. Książę odczuł jak wielka gula w jego gardle, formująca się od wielu dni, bardzo go teraz uwiera. — J-Jimin, spójrz na mnie.

Młodszy podniósł niechętnie wzrok, napotykając od razu zranione spojrzenie księcia. Pełne bólu, rozpaczy i łez. Już zaraz poczuł na swoich policzkach jego zimne dłonie, a to spowodowało u niego gęsią skórkę.

— Chcę tylko, żebyś wiedział, że cokolwiek zaraz się stanie, ja i tak kocham tylko ciebie.

Jimin nie sądził, że te słowa będą aż tak bolesne. Ostro szarpiące za jego serce i bawiące się nim aż w końcu obumrze w męczarniach i goryczy. Miłość była gorsza od głodu, teraz mógł to przyznać. Nigdy nie cierpiał aż tak bardzo z braku jedzenia, jak cierpiał teraz, gdy jego najdroższy odchodził.

— Oczywiście, Wasza Wysokość. — Zachrypiał, choć tak bardzo starał się nad tym zapanować. Chyba w końcu wyczerpał się jego limit ukrywania przed księciem swoich prawdziwych uczuć i udawania przed nim silnego.

Broda Taehyunga zadrżała niebezpiecznie więc aby to ukryć, chłopak pochylił się i przybił swoje czoło do czoła służącego. Potarł jego kark, w każdym tym geście szukając pociechy i czegoś, co pozwoli mu się wybić do góry. Co nie pozwoli mu rozpłakać się na dobre i uciec jak małe dziecko.

Wizja poznania przyszłej żony wcale go nie ekscytowała. Nie był ciekaw jak wygląda, jak się zachowuje, na czym jej zależy czy czego oczekuje. Chciał ograniczyć kontakty z nią do absolutnego minimum. Mieć tę całą szopkę z głowy i w spokoju wrócić do swojego kraju.

Gdy stał na ozdobionym balkonie w towarzystwie mnicha z pobliskiej świątyni i swojej służby, rozglądał się wciąż naokoło. Patrzył na piękne, ręcznie robione dekoracje, zapalone świeczki i płatki wspaniale pachnących kwiatów. W dole, na skwerku stał nieduży tłum ludzi, w którym nie rozpoznał żadnych znajomych twarzy. Nie było to zaskoczeniem. Od samego początku wiedział, że na uroczystość nie przyjedzie nikt z jego rodziny. Cesarz był zbyt zajęty sprawami narodu, a starsi bracia również wykręcili się jakimiś obowiązkami. Nie miał im tego za złe, też nie chciałby być świadkiem tego cyrku. Albo może tylko tak sobie wmawiał i usprawiedliwiał ich.

spokojny poranek || vminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz