Ta data chyba już na zawsze wyryje mi się w pamięci. Było tak źle.
Ale po kolei.
Wstałam około dziewiątej trzydzieści, a mniej więcej dziesięć minut później moja mama*. Nie będę wnikać w szczegóły, po prostu kazała mi pójść po zakupy. Po krótkiej wymianie zdań w końcu lista była gotowa... a ja przerażona.
Przerażona wyjściem z domu i spotkaniem innych ludzi do tego stopnia, że, właściwie już podczas pisania, zaczęłam płakać.
Nie byłam w stanie wyjść, więc zaczęłam to odwlekać — poszłam do łazienki, żeby tam wytrzeć oczy i ochłonąć. Hej, przecież to tylko sklep, nie?
Nie.
Wystarczyło, żebym wyszła i znów zaczęłam się trząść.
Mama próbowała mnie uspokoić. Po jakimś czasie siedzenia w kuchni udało jej się to, pogadałyśmy, ogólnie było lepiej. Zaproponowała, abyśmy poszły na floating**.
I wtedy się zjebało.
Tak bardzo nie chciałam iść. Tak okropnie źle się czułam (psychicznie). Zaczęłam mówić, że nie chcę, że zostanę w domu, odkurzę, umyję podłogę, posprzątam; że zrobię wszystko, tylko błagam, nie każ mi wychodzić.
Oczywiście się nie udało.
Może nie wpadłam w histerię, ale byłam tego bliska.
Leżałam zaryczana na podłodze i musiałam siłą się powstrzymywać, żeby nie wydrapać sobie oczu (na szczęście ostatnio obcinałam paznokcie, więc w zasadzie nic dłużej widocznego sobie nie zrobiłam). Tak bardzo chciałam się pociąć, zabić,
zajebać,
byleby tylko nie wychodzić; byleby tylko to wszystko się
skończyło.
Chciałam wziąć kilka garści tabletek, otworzyć sobie żyły i powiesić się gdziekolwiek.
Po prostu przestać egzystować teraz, już, w tym momencie.
Po chwili przyszła mama, drąc się na mnie, że czemu niszczę podłogę (zaczęłam uderzać w nią głową) i że mam wstać. Postanowiłam się ogarnąć, bo w zasadzie pierwszy raz odwalałam taki cyrk, i podniosłam się, żeby płakać i trząść się na krześle.
Mama usiadła niedaleko na łóżku i zaczęła do mnie mówić, znów trochę się uspokoiłam. Ale później zaczęła mi wypominać pewną rzecz z przeszłości [wiem, że wcale nie chciała źle, a przynajmniej tak powiedziała po tym, co później zrobiłam (jednak nie uprzedzajmy faktów)].
To przelało czarę goryczy, o ile mogę wtrącić tu tak poetycki zwrot. Tak jak wcześniej przez łzy mówiłam, że jestem gównem, do niczego się nie nadaję, powinnam umrzeć, tak wtedy zerwałam się z krzesła i pobiegłam na korytarz. Zaczęłam histerycznie zakładać buty, wciąż powtarzając poprzednie słowa. Złapałam klucze (choć w zasadzie nie powinny mi być potrzebne) i powiedziałam, że...
Idę się zabić.
Nie zasługuję na życie.
Jestem beznadziejna.
Jestem gównem.
Muszę umrzeć.
Jeszcze nigdy nie byłam tak pewna, że chcę to zrobić. Nie wiedziałam w prawdzie jak, ale czułam, że... zrobię to. Jakkolwiek.
Nie zważałam już na mamę, po prostu złapałam za klamkę, otworzyłam drzwi i cała we łzach krzyknęłam, że nie wrócę (prawdopodobnie, piszę to około 23:30).
Wtedy ona szarpnęła mnie za bluzkę i zatrzasnęła mi je przed nosem. Powiedziała, a raczej krzyknęła, że jak teraz wyjdę, to policja mnie zgarnie do szpitala, a później pójdę do psychiatryka. Było mi to obojętne, chciałam wyjść i się zajebać, raz na zawsze zakończyć cierpienie.
Jednak nie udało mi się to, po części dlatego, że drzwi wciąż zasłaniała mi mama, a po części może sama nie byłam zdecydowana, czy na pewno chcę śmierci. W każdym razie zrzuciłam buty i wbiegłam do pokoju, krzycząc, że jestem gównem i nie zasługuję na życie.
Mama coś zaczęła mówić i wtedy ja wrzasnęłam, że dobra, pójdę na ten floating, niech będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię. Zaraz potem znów się rozpłakałam,
tak
bardzo
byłam
gównem.
Tak
bardzo.
Tak bardzo się nienawidziłam w tamtym momencie. Tak bardzo chciałam umrzeć.
Ostatecznie się w miarę uspokoiłam i pojechałyśmy na floating. Nie było idealnie, ale nie mogę powiedzieć, że źle. Całkiem... odprężająco? Nie, to nie to... W każdym razie po tym poszłyśmy razem do większego sklepu, gdzie kupiłyśmy więcej rzeczy niż było na mojej porannej liście i dodatkowo trochę słodyczy, tak na poprawę humoru.
I muszę przyznać, że jak wróciłyśmy już do domu, czułam się całkiem dobrze. Wydaje mi się, że mimo wszystko moja relacja z mamą się pogłębiła. Niby kłótnia, a jednak...
Później dłużej gadałyśmy. Nie o poranku, ale o pierdołach. Żadna z nas nie czuła potrzeby wracania do tamtego.
Swoją drogą rozmawiałyśmy na temat psów i jakoś tak zaproponowałam, abyśmy jakiegoś kiedyś kupiły. I o dziwo mama nie zaprzeczyła. Powiedziała nawet, że jeśli będę przez określony czas wychodzić o szóstej z domu na "spacer", to może faktycznie weźmiemy. Temat psa przewijał się już trochę między nami, ale pierwszy raz poczułam, że może naprawdę... Naprawdę mogłabym go mieć.
Nie wiem, jest to dla mnie ważne, ale nie chciałabym kupować zwierzaka, żeby później nie miał się nim kto zająć. Muszę to jeszcze przemyśleć, no i oczywiście sprawdzić, czy będzie mi się chciało wychodzić.
W każdym razie ta sobota była niezwykle emocjonująca i... Dziwna. Tak, będę o niej pamiętać do samego końca.
Ps. Zdaję sobie sprawę, że opisałam to conajmniej beznadziejnie, a z wpisu wynika, że zachowuję się jak rozwydrzona gówniara, która tnie się mydłem, bo, och!, tak jej źle. No cóż. Nie przedstawię tego inaczej, nie jestem w stanie znów do tego wracać (poprawa błędów była wystarczającą katorgą). Mogę tylko powiedzieć, że naprawdę chciałam popełnić samobójstwo, albo chociaż się pociąć, głęboko. Czy Ty, drogi czytelniku, mi uwierzysz, to już Twoja sprawa.
———
*mama — nigdy nie piszę o swoich rodzicach inaczej niż "mama", "tata", bo na to nie zasługują. Mimo wszystko są dla mnie zbyt ważni
**floating — inaczej terapia floatingowa czy deprywacja sensoryczna. Jest to swobodne unoszenie się ciała na powierzchni wody w specjalistycznej kabinie lub kapsule floatingowej (polecam zobaczyć/poczytać o tym samemu na jakiejś stronie, nie będę się tutaj nad tym rozwodzić, bo byłoby za długo)

CZYTASZ
Życie z chorobliwą nieśmiałością i stanami depresyjnymi | Pamiętnik 2019/2020
RandomBoję się. Tak cholernie się boję. Gubię kawałki na każdym kroku, a czas pozostawia jedynie więcej rys. Chaos i ład przeplatają się wzajemnie, wciąż i wciąż próbując przejąć kontrolę. Świat pędzi do przodu, ale... Nie ma w nim już miejsca. Jeszcze ro...