Dziś niefortunnie, gdy próbowałam wydostać bluzę z najwyższej półki w szafie, skaleczyłam się w lewy nadgarstek.
Niefortunnie, bo rana wygląda jak kreska po cięciu się.
Strasznie ciężko nie myśleć o zrobieniu tego ponownie, gdy ma się jebaną linię na nadgarstku.
A co do starych ran, to udo ładnie się goi, tak samo kostka, na której nic już prawie nie widać. Najbardziej widoczna jest kreska na udzie i myślę, że właśnie ta będzie znikać najdłużej.
Cieszę się również, że do jutra mogę spać na materacu obok łóżka. Spanie na nim nie przypomina mi o żyletce, słodkim bólu pomieszanym z delikatnym szczypaniem ani ciepłych kropelkach krwi, pojawiających się na świeżym przecięciu. A przynajmniej nie tak bardzo, jak spanie na łóżku.
Boję się, co będzie, gdy mój chłopak wyjedzie. Obecnie jest jedynym, co mnie powstrzymuje.
CZYTASZ
Życie z chorobliwą nieśmiałością i stanami depresyjnymi | Pamiętnik 2019/2020
Ngẫu nhiênBoję się. Tak cholernie się boję. Gubię kawałki na każdym kroku, a czas pozostawia jedynie więcej rys. Chaos i ład przeplatają się wzajemnie, wciąż i wciąż próbując przejąć kontrolę. Świat pędzi do przodu, ale... Nie ma w nim już miejsca. Jeszcze ro...