Nie wyszło.
Nieważne. Here we go
again
.
3 lutego poszłam do nowej psycholog. Dzisiaj miałam kolejną wizytę. Za dużo gada i za dużo o rzeczach oczywistych. Co się dziwić, w końcu jest dopiero w połowie drugiego roku studiów.
Czasem nie daje mi dojść do słowa.
Mam jednak wrażenie, że może, może, mi pomoże. Może.
Idiotyzm.
Dzisiaj myślałam o pocięciu się. Zastanawiałam się, gdzie najlepiej. Kostki - niewidoczne, ale mam jakiś opór przed nimi, wydaje mi się, że jest tam za gruba skóra. Uda - obrzydlistwo. Brzuch/żebra - to samo. Więc jedynie nadgarstek. Znowu ukrywanie się i drżenie, że ktoś zauważy. A przecież biorę leki, więc powinno być ok.
Oh, ale to uczucie przecinającego skórę ostrza, to słodkie szczypanie, czerwone kropelki ciepłej krwi na świeżej ranie... A później obrzydzenie i nienawiść do siebie, jeszcze większe niż wcześniej.
Warto znosić je przez całe życie dla tej jednej chwili?
Nie, nie, nie, nie, nie. Stop. Zły tok myślenia. To obrzydliwe, obrzydliwe, obrzydliwe...
To chore.
Ale jakie fascynujące.
CZYTASZ
Życie z chorobliwą nieśmiałością i stanami depresyjnymi | Pamiętnik 2019/2020
RandomBoję się. Tak cholernie się boję. Gubię kawałki na każdym kroku, a czas pozostawia jedynie więcej rys. Chaos i ład przeplatają się wzajemnie, wciąż i wciąż próbując przejąć kontrolę. Świat pędzi do przodu, ale... Nie ma w nim już miejsca. Jeszcze ro...