Dużo czasu minęło od ostatniego wpisu.
Podczas tego miesiąca sporo się działo. Z początku leki działały, jak powinny, ale z czasem zaczęło być coraz gorzej.
Dziś było tak źle, że postanowiłam zostać w domu (tym razem mama wie) i, cóż... nie wytrzymałam.
Poprzednie kreski zniknęły, a w ich miejsce dziś pojawiły się nowe. Jest ich bardzo dużo, za dużo. Ponad trzydzieści. Są dłuższe (do trzech cm, jak sądzę), ale niezbyt głębokie. Porozrzucane przy nadgarstku od wewnętrznej strony ręki.
Robiąc je, słyszałam głos rozsądku, drący się: przestań, jak to zakryjesz?!
Ale nie umiałam przestać. Każda kolejna kreska miała być tą ostatnią. Nie była.
Z początku chciałam zrobić dwa, trzy nacięcia i powiedzieć, że szczeniak mnie pogryzł. Ot, przypadkiem przy zabawie. Teraz, przy ponad trzydziestu, nie mam złudzeń, że ktoś by mi w to uwierzył.
Nie wiem, jak to zakryję. Ja pierdole.
Chce mi się jarać.
Chce mi się rzygać.
CZYTASZ
Życie z chorobliwą nieśmiałością i stanami depresyjnymi | Pamiętnik 2019/2020
RandomBoję się. Tak cholernie się boję. Gubię kawałki na każdym kroku, a czas pozostawia jedynie więcej rys. Chaos i ład przeplatają się wzajemnie, wciąż i wciąż próbując przejąć kontrolę. Świat pędzi do przodu, ale... Nie ma w nim już miejsca. Jeszcze ro...