14. Czyli wybaczyłeś mu?

200 20 22
                                    

Następnego poranka Zayn wstał wcześniej. Miał zamiar zrobić niespodziankę Liamowi i przyjechać po niego, żeby mogli razem pojechać na uczelnie.

Dziś wolał zabrać samochód, bo pogoda była niepewna. Było szaro i wiał wiatr, więc wolał nie ryzykować zabierając motor.

Kilkanaście minut później stał już pod drzwiami, czekając aż ktoś otworzy.

– Zayn? Co tak wcześnie? – spytał Albert, otwierając drzwi mulatowi.

– Wstałem wcześniej, żeby przyjechać po Liama i może zjeść razem śniadanie. – uśmiechnął się.

– Oh. No dobrze wchodź tylko ostrzegam, że Liam jest teraz na siłowni na parterze. – powiedział.

– Mogę tam iść? – spytał.

– Oczywiście. – pokiwał głową, wpuszczając go do domu i zamykając za nim drzwi.

– Dzięki, Albert. – uśmiechnął się i zbiegł schodami na dół. Nie lubił schodów. Szczerze wolał windę.

Zza drzwi usłyszał muzykę i dziwne jęki. Po cichu otworzył drzwi i uważnie się rozejrzał. Liam stał w rozkroku w spodenkach koszykarskich, a na dłoniach miał rękawice. Uderzał w worek treningowy, który co chwila odskakiwał. Oparł się o ścianę i odchrząknął, zwracając na siebie uwagę.

– O, Zayn. Hej. – powiedział, odwracając się w kierunku przyjaciela i zatrzymując jedną ręką worek treningowy, który stał się jego dzisiejszym celem.

– Hej. – uśmiechnął się – Co zrobił ci ten worek, że tak w niego uderzasz? – zaśmiał się.

– Nic. To taki mały trening. – Uśmiechnął się, zdejmując rękawice bokserskie i wytarł się o ręcznik, podchodząc do bruneta.

– Wyglądasz bardzo dobrze. – oblizał usta – I twoje spodenki są bardzo ciekawe.

– Zboczuszek. – zaśmiał się cicho, cmokając bruneta w usta i biorąc stojącą obok niego wodę.

– Nic nie słyszałeś. – zaśmiał się, siadając na stole – Jedziemy dziś razem na uczelnie? W sumie nie pytam, bo po ciebie przyjechałem.

– Dziś odpada. Muszę jechać z Marleyem na szczepienie. Uczelnia poczeka, zdrowie psa nie. – odparł, wychodząc z siłowni i łapiąc Malika pod rękę, by szedł za nim.

– Robisz sobie wolne? – zdziwił się – Taki kujon jak ty?

– No, niestety. I tak jestem do przodu z materiałem o trzy miesiące. – powiedział, puszczając drugiego i wchodząc do łazienki gdzie poszedł umyć twarz.

– To ja też nie pójdę. – stanął w drzwiach – Możemy jechać razem. – zaproponował.

– Bardzo chętnie. To poczekaj na mnie w salonie. Wezmę szybki prysznic i do ciebie wrócę. – odparł.

– Nie śpiesz się... Albo nie. Jednak się pośpiesz. – zachichotał i poszedł do salonu, kładąc się na kanapie i wyjął telefon. Zaczął sprawdzać wiadomości, w oczekiwaniu na Liama.

Po piętnastu minutach wszedł szatyn jedynie w spodniach, przez co było widać jego klatkę piersiową, na której był widoczny sześciopak, ale też dużo blizn.

– Zostawiłem tu bluzę. O, tu jest. – powiedział, podchodząc do fotela, na którym leżał czarny materiał.

– Co ci się stało? – wytrzeszczył oczy – Liam? – wskazał na jego ciało.

– Co? A to. Już dawno temu. – machnął ręką, nakładając koszulkę.

– Brałeś udział w jakiejś walce? – podszedł do niego – Powiedz mi.

We can change the whole world ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz